niedziela, 24 lipca 2016

Chapter 1 ''Then you touched me It's like you were made for me...''


  Otworzył oczy niepewny swojego położenia. Nic nie pamiętał, a głowa wręcz go paliła. Wszystko wydawało się żywsze, a barwy świata były ostrzejsze. Bez problemu wyłapał spacerujące mrówki, a nawet dźwięk zapylania kwiatu przez owada. Czy tak wyglądało życie po śmierci? Gdzie właściwie trafił? Serce w klatce piersiowej biło szybko wyznaczając swój własny rytm. Widział, czuł i słyszał wszystko co działo się wokół bez większego wysiłku.
  Najsilniejsze co wówczas poczuł to pragnienie. Nie potrafił sam wyjaśnić czego potrzebuje. Wiedział, że w pobliżu jest coś, co pozwoli mu się odprężyć i zaspokoić wszelkie potrzeby. Bolące zęby zmuszały go do odnalezienia swojego zbawienia. Podniósł się szybciej niż robił to zwyczajnie, przed wypadkiem. Gdy obraz w jego oczach się wyostrzył, dostrzegł, że znajduje się w mrocznym lesie. Wykorzystał swoją nowo nabytą umiejętność, nasłuchiwał. Miejsce wiało pustką, a on niepewnie zrobił krok. Poruszał się z większą gracją i spokojem. Z każdym kolejnym metrem pragnienie nieznanej rzeczy rosło. Czuł wręcz jak ciało niesie go pod właściwe miejsce. Biegł jak opętany by tylko odnaleźć to czego tak uporczywie szukał. Dopiero kilkaset metrów dalej dostrzegł osobę, która w ręce trzymała jego małe zbawienie. Rzucił się po woreczek z krwią nie zważając z kim na do czynienia. Szybko upadł na mokry grunt widocznie osłabiony i niedożywiony. A także kompletnie niedoświadczony i nie za znajomy ze światem, do którego teraz należał. Spojrzał gniewnie na przeciwnika. Nie rozumiał rosnącej złości, ale to on chciał być w posiadaniu woreczka. Był jednak zbyt słaby by stawić czoło mężczyźnie. Leżał więc czując jak pragnienie krwi wyjada go od środka. Żyły zaczęły mu mocniej pulsować na myśl, że jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko upragnionego spełnienia. Nie rozumiał dlaczego, ale nałogowo potrzebował czerwonej cieczy. Ile jeszcze będzie musiał wytrzymać w taki stanie? Kiedy zaspokoi swój głód?
  -Chodź, mam ci wiele do pokazania. Napij się- mężczyzna rzucił mu woreczek.
  Rozerwał go jak dzikie zwierzę. Niemal całą zawartość wlał na raz do buzi. Czuł jak kły przestają boleć a puls się wyrównuje. Ciepła ciecz była jak chleb dla głodnego człowieka.
  -Czeka cię ciekawe życie.- dodał mężczyzna a Damon mimo, że nie chciał to podążył za nim.
~~
  Valerie od samego początku czuła, że stało się coś złego. Była poddenerwowana, a jej moc szalała. Na prośbę czarownicy Nora po raz kolejny wykonywała telefon do Damona. Za każdym razem odzywała się poczta głosowa. Momentalnie w jej głowie przewinęły się słowa Rebeki: Już wkrótce poznasz smak zemsty. Czy to właśnie o to chodziło wampirzycy? Najczarniejsze scenariusze zawładnęły jej wyobraźnią. Bała się, że Salvatore leży gdzieś umierający w lesie, tak uporczywie potrzebujący pomocy. Nie była pewna czy pierwotna wampirzyca do swojej zemsty zaangażowała Klausa. Jeżeli tak to miała wrażenie, że Damon, którego w pewien sposób kochała, już nie wróci.
  -Może powinnyście użyć zaklęcia lokalizującego?- odezwała się Oksana, która także przebywała w mieszkaniu bruneta.
  Tylko Nina gdzieś zniknęła. A raczej poszła zapijać swoje smutki z powodu odejścia Elijaha w krwi nowo poznanych chłopaków.
  Czarownice spojrzały na siebie niepewnie. Magia była rzeczą, która odnalazłaby mężczyznę. Valerie prędko pognała po jedną z koszulek Damona aby zaklęcie ożywić jego zapachem. Położyła ją na kuchennym blacie, po czym bardzo dokładnie nacięła nożem wnętrze swojej dłoni. Była zbyt zaangażowana by choćby przez chwilę przejąć się bólem. Jej krew dużymi kroplami moczyła koszulkę. Spojrzała na swoją ukochaną będąc już gotowa.
  -Phasmatos Tribum, Nas Ex Veras- wypowiedziały w tym samym czasie.
  Obrazy jakie magia ukazała im w głowach były niejasne. Zupełnie jakby błądziła, nie mogła znaleźć źródła. Jedyną rzeczą jaka zdążyła im się pokazać był spadek samochodu z mostu. Potem wszystkie światła w mieszkaniu zgasły. Gdy Oksana zapaliła niewielką lampkę stojącą w kuchni, na twarzy Valerie można było dostrzec świeże łzy.
~~
  Zayn zdziwił się gdy w środku nocy zadzwonił mu telefon. Przeważnie nie przejmował się i nawet nie sprawdzał kto przerywa mu sen. Tej nocy było jednak inaczej. Czuł, że powinien odebrać. Na początku słyszał tylko szmery i czyjś cichy głos. Dopiero po kilkunastu sekundach rozpoznał Jamesa.
  Początkowo chciał się rozłączyć. Nie miał z przyjacielem kontaktu od dawna. Obiecał Perrie, że dla ich związku się zmieni. Raz z łatwością odmawiał sobie kieliszka wódki, lecz innym razem pragnienie białego proszku doprowadzało go do wewnętrznej wojny. Wykasował z pamięci wszystkie, zbliżające się daty wyścigów. Nie myślał o tym ile radości traci. Nie wyobrażał sobie ponownego odejścia ukochanej.
  -Czego chcesz?- warknął wściekle opuszczając sypialnię.
  Nie zamierzał budzić blondynki i tłumaczyć się z nocnych telefonów.
  -Malik, ty żyjesz? Co się z tobą dzieje?- odezwał się zachrypniętym głosem.- Wszyscy tutaj czekają na mistrza.
  Zayn westchnął. Przed oczami przewijały mu się wspomnienia adrenaliny jaka towarzyszy przy zwiększaniu prędkości samochodu. Wiele razy uległ wypadkom, ale zawsze wracał silniejszy. Obiecał zarówno samemu sobie, jak i przyjacielowi, że do perfekcji opanuje szybką jazdę.
  -Skończyłem z tym.- powiedział cicho nie będąc przekonany do własnych słów.
  W słuchawce było słychać piski opon i krzyki dziewczyn. To co Malik dawniej tak uwielbiał.
  -Rób jak chcesz. Jeżeli przyjedziesz, czeka cię wyścig z Brandym. – krzyknął zagłuszając dźwięki dookoła. -Wiem, że na to zawsze czekałeś.- dodał cicho rozłączając się.
  Malik, który był już w kuchni, wziął duży łyk wieczornej herbaty. Momentalnie zaschło mu w gardle. Był rozbity między osobą, którą kocha, a rzeczą, którą robił odkąd ukończył siedemnaście lat. Spojrzał na zegar, który wskazywał drugą w nocy. Wiedział, że Perrie śpi. Wstawała przeważnie o ósmej. Miał w zanadrzu sześć godzin, które bez jej wiedzy mógł wykorzystać na dzisiejszy wyścig.
  Szybko podążył do łazienki by przebrać koszulkę do spania w coś godnego pokazania po za domem. W lustrze poprawił swoje kruczoczarne włosy. Twarz opłukał wodą by zatuszować ślady zmęczenia. Po cichu wszedł do sypialni chcąc przyjrzeć się śpiącej ukochanej. Podczas snu wyglądała jeszcze niewinniej. Delikatnie ucałował jej czoło nie chcąc by w takiej chwili się zbudziła.
  -Wrócę nim otworzysz oczka.- szepnął.
  Zabrał z komody kluczyki do auta i wyszedł. W tamtej chwili nie myślał o tym, że złamał obietnicę daną Perrie. Pragnął znów poczuć szczyptę strachu i rywalizacji.
~~
  Valerie przez noc starała się nie myśleć o przyjacielu. Nora obiecała jej, że z samego rana wybiorą się na wskazany przez magię most. Gdy zegar w korytarzu wybił szóstą, blondynka podniosła się niespokojnie z łóżka. Wiedziała już, że Damonowi stało się coś złego.
  Dopijając kawę zadzwoniła do Niny. Nie była pewna, czy wampirzyca zechce wybrać się z nimi. Dla brunetki miłość do mężczyzny nie liczyła się tak, jak dawniej. Jej oczy zaślepione były tylko Elijahem, który także posiadał mroczną stronę. Każdy z rodziny Mikaelsonów był potworem, który przez tysiąc lat życia zabił mnóstwo osób. Takie czyny się nie kasowały.
  -Nina, czy mogłabyś przyjechać jak najszybciej na most przy rzece Wort?- zapytała cicho od razu się rozłączając.
  Z pokoju gościnnego wyszła Oksana trzymając w rękach kuszę. Starsza Dobrev od razu domyśliła się, że za wypadkiem i zaginięciem Damona musiała stać istota nadprzyrodzona. Brunetka wolała być przygotowana na możliwe zagrożenie. Nora i Valerie posiadały magię, a ona były wyszkolona przez starszyznę wioski na łowcę.
  Dziewczyny nie zdziwiły się dostrzegając Ninę. Nie pytała o co chodzi, po prostu uporczywie wpatrywała się w taflę wody. Val także to zrobiła. Myśl o tym, że auto przyjaciela jest w tej zimnej rzece, wywołała na jej ciele ciarki.
  -Damon miał wypadek.- odezwała się Nora chcąc wyjaśnić sytuację wampirzycy.
  -Jesteśmy prawie pewne, że stoi za tym istota nadprzyrodzona.- dodała Oksana.
  Nina na samą myśl o stracie Damona poczuła napływające łzy. Nie mogło być prawdą, że jego ciało pływa w rzece. Nie umarł. Wmawiała sobie, że ktoś go uratował zostawiając w pobliskim lesie. Nie chciała znów czuć fali cierpienia. Bez głębszego zastanowienia wskoczyła do rzeki. Jej ciało obojętnie przyjęło lodowatą wodę. Z szybkością wampira płynęła coraz głębiej, aż dostrzegła samochód. Maskę miał poturbowaną, a wszystkie szyby zbite. Na fotelu kierowcy nie zauważyła mężczyzny. Rozejrzała się wokół pojazdu. Ślad po nim zaginął.
  Damon żył. Ktoś go uratował. Nie będzie musiała na zawsze się z nim pożegnać. W takim razie, gdzie on był?
~~~~
Chcę przeprosić, ale jest mi tak głupio, że nie wiem czy warto. Chciałabym napisać kolejny rozdział szybciej.