sobota, 26 marca 2016

Chapter 9 ''You'll always stay inside my heart...''

Rozdział dedykowany Karolinie S, która odgadła najwięcej wątków wierszyka. Gratuluję kochana! Jesteś boska! Miłego czytania :)


  Valerie głośno westchnęła wchodząc na podwórko domu, w którym tymczasowo mieszkała. Udało jej się znów wymknąć bez wiedzy ukochanej. Źle czuła się z tym, że okłamywała Norę. Nie chciała aby jej największy wróg, osoba którą gardziła od dawna wrócił do życia. Nie potrafiła wyobrazić sobie jakie cierpienie przyniesie za sobą Silas. Niestety Nora, podobnie jak Lily ślepo robią wszystko aby wskrzesić czarownika nie patrząc na to kogo ranią. Są jak roboty, które spełnią się dopiero wtedy gdy ujrzą żywego Silasa.
  Usiadła w salonie chcąc zebrać myśli. Była czarownicą, dość potężną jak na lata, w których się urodziła. Od powrotu do świata żywych nie potrafiła poradzić sobie ze swoim związkiem. Norę i Valerie oddalały ciągłe kłótnie. Brunetka zawsze ślepo stawała za Lily. Wzdrygnęła się zdając sobie sprawę jak brutalnym kosztem znalazła się wśród żywych. Owszem sabat obiecał, że jeszcze ułoży swoje sprawy na ziemi. Nikt nie poinformował jej przed śmiercią, że aby mogła wrócić ktoś umrze. Dlatego planowała zaprzyjaźnić się z Damonem. Chciała w ten sposób pokazać mu jak jest jej przykro z powodu straty ukochanej. Zdawała sobie sprawę, że to Nina powinna stać przed nim w barze, nie ona. Gdyby tylko wiedziała jak przywrócić brunetkę do życia, zrobiłaby to bez wątpienia. Nawet kosztem życia swojego i Nory.
  Telefon dziewczyny zabrzmiał zwiastując nową wiadomość. Wyciągnęła go z kieszeni. Zmarszczyła brwi widząc jej treść.
  S.O.S- napisał Damon.
  Valerie wstała z kanapy zastanawiając się co się wydarzyło. Nie zwlekając długo ubrała kurtkę po czym skierowała się do wyjścia. Zamierzała pojechać do mieszkania bruneta i dowiedzieć się co takiego się stało.
  -Wybierasz się dokądś?- zapytał głos wprost za nią.
  Zaklęła pod nosem po czym powoli się odwróciła.
  -Klaus.- szepnęła widząc ten podły uśmieszek.
~~
  Damon Salvatore od kilkunastu minut wpatrywał się w wierszyk próbując jakkolwiek go rozszyfrować. Niestety, nic z niego nie rozumiał co denerwowało go jeszcze bardziej. Wyjął telefon po czym pośpiesznie napisał smsa do Valerie. Stwierdził, że skoro była czarownicą jeszcze urodzoną tak dawno to musi coś o tym wiedzieć.
  W oczekiwaniu na blondynkę wyjął cygaro z szuflady. Nalał sobie do szklanki bursztynowy płyn po czym rozkoszował się relaksem. Próbował chociaż na chwilę odgonić od siebie myśli o wierszyku, matce i przede wszystkim Ninie.
  Zadzwonił telefon bruneta a ten tylko zaklął pod nosem. Nie dana mu była chwila spokoju.
  -Salvatore.- rzucił oschle do iphone’a.
  -Dobrze się dodzwoniłam.. Czy jest pan bratem Zayna Malika? Bo takie informacje udało mi się ustalić.- odezwała się kobieta.
  -Tak. Niech mi pani powie lepiej o co chodzi.- powiedział od niechcenia.
  -Dzwonię ze szpitala. Pański brat miał poważny wypadek.- odpowiedziała łamiącym się głosem.
  -Zaraz będę.
  Zgasił cygaro po czym rzucił gdzieś szklankę. Pierwszy raz od dawna o kogoś tak się bał. Nie chciał kolejnego trupa wśród swoich bliskich.
~~
  Ninę zbudziły promienie słońca usilnie próbujące dostać się do sypialni. Przeciągnęła się po czym zauważyła swój pierścień. Wczoraj podarował jej go Elijah twierdząc, że dzięki niemu nie spłonie na słońcu. Brunetka jednak bez niego radziła sobie bardzo dobrze, w przeciwieństwie do rodzeństwa. Wstała z łóżka z nadzieją odnalezienia mężczyzny. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego tak dobrze czuła się przy nim. To nie była miłość jak w przypadku Damona. Ninę fascynowała historia długiego życia Elijaha, jego przemiana w wampira oraz jak wraz z siostrą znaleźli się w tym piekle. Pragnęła odkryć wszystkie tajemnice wampira. Chciała być tą, którą będzie przytulał, szeptał czułe słowa. Skoro nigdy więcej miała nie zobaczyć Damona nie chciała cierpieć w samotności.
  Znalazła najstarszego z Mikaelsonów siedzącego przy kominku w salonie. Czytał książkę wyglądając przy tym nieziemsko. Wiedziała, że brunet czuje jej zapach w pobliżu i zaraz oderwie się od lektury. Weszła do pokoju stawiając cicho stopy aby nie pojawiła się tu także Rebekah.
  -Myślałam, że mężczyźni nie sięgają po Wichrowe Wzgórza. – odezwała się dostrzegając jego lekturę.
  -Mam tyle lat, że granica, która określa co jest męskie a co damskie zaczyna się zacierać.- odparł odkładając książkę.
  -Elijah, myślisz, że kiedyś się stąd wydostaniemy?- zapytała siadając obok niego.
  -Ja i Rebekah jesteśmy tutaj tak długo a mimo to nie straciliśmy nadziei. Szczególnie moja siostra usiłuje znaleźć jakieś połączenie z prawdziwym światem.- odpowiedział podając jej worek z krwią.
  -Dlaczego nigdy przy mnie nie pijesz krwi?- zapytała zaintrygowana.
  -Słyszałaś kiedyś o Masajach? Nigdy nie spożywają posiłków przy kobietach. To ich stalowa zasada.- odparł uśmiechając się.
  -Nie jesteś Masajem. Oni są czarni.- mruknęła upijając krew z woreczka.
  -Ale mam zasady.
  Delikatnie dotknął wierzchem dłoni jej policzek. Nie przestał nawet wtedy, gdy dziewczyna zaczęła się rumienić. Było w niej coś, co nie pozwoliło mu odpuścić. Nina tak bardzo i z wyglądu i z charakteru przypominała jego wielką miłość. Być może dlatego miał do niej tak ogromną słabość. Otarł kciukiem jej brudną od krwi wargę po czym sam oblizał palec. Brunetka spojrzała w jego oczy a potem przeniosła wzrok na usta. Zbliżyła się do niego a on mimo tego, iż wiedział, że to niewłaściwe nie odepchnął jej. Ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Nina przyciągnęła go do siebie wplątując palce w jego włosy. Elijah złapał ją w talii pogłębiając pocałunek.
  Po chwili jednak brunetka wpadła w ramiona mężczyzny jak piórko. Była cała zwiotczała. Dopiero widok siostry siedzącej na miejscu Dobrev dał mu do myślenia. Przyłapała ich i złamała jej kark.
~~
  Damon błądził po szpitalu usiłując znaleźć Zayna. Gardził nim w myślach za to jaką głupotę zrobił ale i bardzo bał się o brata. Na nieszczęście jedna z pielęgniarek wskazała mu drogę na OIOM. Wpadł na oddział nie zwracając uwagi na prośby lekarzy. Zobaczył Malika z mnóstwem krwiaków i zadrapań oraz ogromną raną na brzuchu. Damon szybko połączył fakty, brat musiał być świeżo po jakiejś operacji.
  -Przepraszam, pan Salvatore?- odezwał się głos za nim.
  Damon w odpowiedzi pokiwał głową. Widok nieprzytomnego brata nie był powodem do dumy.
  -Niech mi lekarz powie co mu się stało i dlaczego.- rzucił szybko kiedy znaleźli się w gabinecie ordynatora.
  -Cóż, pan Malik jechał swoim samochodem zbyt szybko w centrum miasta. Z tego co odkryła policja brał udział w ulicznym wyścigu. Miał prawie 3 promile alkoholu we krwi. Stwierdziliśmy także obecność amfetaminy. Ze strony politycznej nie wygląda to dobrze.- opowiedział lekarz.
  -Jakie krzywdy wyrządził sobie przy wypadku?- zapytał brunet obawiając się słów mężczyzny.
  -Pan Malik za późno wstąpił w manewr zakrętu co spowodowało koziołkowaniem auta a późniejszym zapaleniem pojazdu. W wyniku tego pański brat odniósł masę zadrapań, krwiaków i na pewno siniaków. Najważniejszą raną jest jednak ta, którą zadały mu odłamki szkła z przedniej szyby. Dostały się one do narządów wewnętrznych poważnie je raniąc. Dodatkowo pacjent ma w kilku miejscach poparzenia.
  Damon przetarł twarz słysząc to wszystko. Skarcił sam siebie za to, że nie zajął się załamanym bratem. Powinien pilnować go po tym jak Perrie odeszła. On i dziewczyna byli winni tego, że leżał teraz w szpitalu.
  -Czy on wyjdzie z tego?- zapytał łamiącym się głosem.
  -Jego stan wciąż jest bardzo poważny.- głos lekarza był bardzo smutny.
  Salvatore krążył po korytarzu nie wiedząc co z sobą zrobić. Czyjś głos przypomniał mu, że znajduje się w szpitalu.
  Valerie stała przed nim obserwując jak mizernie wyglądał. Nie wiedziała co powinna powiedzieć. Przytuliła bruneta do siebie chcąc dodać mu otuchy. O dziwo ten nie odepchnął dziewczyny tylko bliżej ją przyciągnął. Z jego oka poleciała niewielka łza, którą od razu otarł. Nie chciał aby Valerie zobaczyła jego  słabość.
  -Co jeśli on nie przeżyje?- szepnął Damon.
  Dziewczyna rozejrzała się wokół chcąc sprawdzić czy nie ma nikogo z personelu. Pewnym krokiem weszła na salę gdzie leżał Zayn. Złapała w dłonie jego bezwładną rękę.
  Salvatore obserwował jak blondynka wypowiada pod nosem jakieś słowa. Jej oczy przybrały kolor turkusu. Kiedy skończyła potarła wierzchem dłoni policzek Malika po czym z niewinnym uśmiechem opuściła pomieszczenie. Podeszła do bruneta nic nie mówiąc.
  -Co zrobiłaś?- zapytał zaskoczony.
  -Zapominasz, że jestem czarownicą. Myślę, że wkrótce powinno mu się znacznie poprawić.- uśmiechnęła się widząc radość w oczach Damona.
  Nigdy nie przypuszczała, że złapał z młodszym bratem taką więź. Nie wiedzieli o swoim istnieniu większość życia ale mimo tego próbowali zachowywać się normalnie. Valerie cieszyła się, że chociaż w taki sposób może odpokutować straty Damona.
  -Dziękuję.- mruknął ponownie przytulając ją do siebie.
~~
Północna Wirginia, 1920 rok
  Młoda wampirzyca adorowała wszystkich mężczyzn siedzących wokół. Każdy, czy biedny czy bogaty chciał aby to właśnie jego wybrała piękna dziewczyna. Ona jednak przyszła do baru aby się zabawić. Ubrana w zwiewną, kremową sukienkę i buty pod ten sam kolor wzbudzała zazdrość pozostałych panienek. Piękne, blond włosy upięte w luźny kok a do tego opaska wysadzana klejnotami od Tiffany’ego dodawały jej uroku. Muzyka jazz rozbrzmiewała na cały lokal pozwalając pijanym mężczyznom tańczyć na środku parkietu. Blondynka położyła monetę na barze zamawiając gin z tonikiem. Uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego obok po czym zniknęła w tłumie. Swoim wampirzym słuchem szybko wyłapała obecność jeszcze jakiegoś wampira w lokalu. Zaintrygowana postanowiła go odnaleźć. Intuicja poniosła ją w kierunku loży dla bogatych klientów. Nie myliła się. Przy jednej z nich dostrzegła blondyna subtelnie upijającego krew z nadgarstka jednej z panienek.
  -Mogę się dosiąść?- zapytała słodko wiedząc co działa na facetów.
  Oderwał się od ofiary po czym przesunął się.
  -Napij się.- powiedział cicho po czym podał jej drugi nadgarstek.
  Wampirzyca chwilę zastanawiała się czy powinna skorzystać z propozycji mężczyzny. Pokusa krwi w ostateczności wygrała. Obnażyła swoje kły zatapiając je w żyle niewzruszonej dziewczyny. Wampir siedzący obok musiał wcześniej zahipnotyzować ofiarę.
  -Siostrzyczko, cieszę się, że poznałaś już Luke’a.- usłyszała za sobą głos, który tak dobrze znała.
  Oderwała się od dziewczyny widząc Niklausa ubranego w czarny smoking z zaczesanymi włosami do tyłu. Gdyby go nie znała, pomyślałaby, że jest całkiem niezły. Złapał zaskoczoną wampirzycę za nadgarstek po czym bez słowa poprowadził do tylnego wyjścia.
  -Opowiedz mi złociutka jak mija ci życie.- odezwał się zapalając papierosa.
  Blondynka rozejrzała się wokół zdając sobie sprawę, że jest w pułapce. Jedyne wyjście zastawiał właśnie starszy brat.
  -Nik, minęły dwa lata. Naprawdę chcesz rozmawiać o tym w takim miejscu?.- zapytała spoglądając na niego.
  -Naprawdę to już dwa lata odkąd nie ma z nami Elijaha?- zaciągnął się papierosem.
  Imię jej ukochanego brata było jak gwóźdź do trumny. Dziewczynę oblała fala gniewu pomieszanego ze smutkiem. Tęskniła za nim tak mocno, że od lat nie potrafiła poradzić sobie z życiem.
  -Wciąż mam do ciebie żal o to, że odeszłaś, słońce.- rzucił Klaus po czym zgasił papierosa butem.
  Z oczu blondynki poleciały łzy.
  -Niklausie, to koniec. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć.- szepnęła po czym odwróciła się w kierunku drzwi do baru.
  Nie zdążyła jednak wejść do środka. Poczuła przeszywający ból w każdej części ciała. Wewnątrz dziewczyna obumierała. Osunęła się na ziemię z kołkiem z białego dębu prosto w sercu.
  -Byłaś tak samo niewdzięczna jak Elijah. Nie zasługujesz tylko na śmierć. Udanego życia w piekle, Rebekah.- mruknął Klaus.
~~
  Damon postanowił zabrać Valerie do pobliskiego baru aby w spokoju porozmawiać z nią na temat wierszyka. Musiał jak najszybciej znać jego sens. Zamówił po szklance bourbonu na głowę po czym zajął miejsce przy najdalej osadzonym stoliku. Nie chciał aby ktokolwiek słyszał ich rozmowę.
  -Powiesz mi w końcu o co chodzi?- zapytała poirytowana Tulle.
  Salvatore bez słowa położył na stoliku karteczkę z wierszykiem. Dziewczyna sięgnęła po nią lustrując wzrokiem słowa. Zaskoczona spojrzała na bruneta.
  -Skąd to masz?
  -Można powiedzieć, że dostałem to od Klausa. Muszę wiedzieć o co w nim chodzi.- odpowiedział upijając trochę alkoholu.
  -Sama nie jestem pewna co chciał ci przekazać. Pismo na pewno nie należy do Mikaelsona. Kołek z białego dębu wysyła wampiry od razu do piekła. Kiedyś tak pozbywałam się krwiopijców. – mruknęła po czym znów zaczęła czytać wierszyk.

Obco bije gdzieś duchów godzina

Krwawe wino sączy ze dzbana dziewczyna

Siedzi kruk wspaniały jakby czarny piekieł stróż

A księżyc w pełni straszy już

Na biały dąb szuka cieni

A z nim krzyż na zawsze spleceni.

  -Nigdy nie dowiemy się co autor miał na myśli.- powiedział Damon zrezygnowanym głosem.
  -O mój Boże..- szepnęła dziewczyna kiedy połączyła ze sobą tak oczywiste fakty.- Pierwsza litera każdego wersu układa się w imię.
  -Jakie?- zapytał brunet patrząc wyczekująco na towarzyszkę.
  -Oksana to jedna z najgroźniejszych łowców wampirów na świecie.- szepnęła Valerie jednak na tyle głośno by zaskoczony Salvatore usłyszał.
~~
  Elijah ułożył wciąż nieżywą Ninę na kanapie po czym przykrył ją kocem. Odwrócił się i spojrzał na poirytowaną siostrę stojącą niedaleko. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Za nim ruszyła blondynka. Widać było, że bez rozmowy się nie obejdzie.
  -Elijah, zatrzymaj się. Jak mogłeś ją pocałować?- rzuciła łamiącym się głosem.
  -Nie mogłem się powstrzymać. Jest w niej coś intrygującego.
  Rebekah cofnęła się nie potrafiąc nawet spojrzeć na brata. Złamał obietnicę. Twierdził, że zawsze będzie przy niej, nigdy się nie rozdzielą. Mieli uratować się z tego piekła we dwójkę. Dziewczyna była pewna, że teraz brat chce zabrać ze sobą także Ninę, której wampirzyca szczerze nie lubiła.
  -Zapomniałeś już jak okrutna jest miłość?- warknęła pozwalając aby łzy popłynęły po jej policzkach.
  Starszy brat chciał je otrzeć  jednak ona odskoczyła jak poparzona.
  -Rebekah, wiesz o tym, że jesteś najważniejsza.- szepnął zrezygnowanym głosem.
  -Poświęciłam wszystko dla rodziny. Dla ciebie znalazłam się tutaj. Teraz wszystko się zmieniło. Twoja Nina pożałuje, że mnie poznała.- rzuciła po czym w wampirzym tempie zniknęła z domu zostawiając bruneta bijącego się z myślami.
~~
  Damon Salvatore wszedł do swojego mieszkania po nadzwyczaj męczącym dniu. Valerie, obiecała mu, że dowie się gdzie szukać tej całej Oksany. Wtedy razem wyruszą. Mężczyzna był pewny, że wierszyk do czegoś ich zaprowadzi.
  Zdziwił się widząc w kuchni siedzącą na blacie Jade. Dopiero wzrok jej gniewnych oczu przypomniał mu o randce jaką jej obiecał. Nie chcąc pokazać po sobie jakiejkolwiek słabości po wydarzeniach dnia dzisiejszego uśmiechnął się. Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej czole.
  -Dlaczego znowu o mnie zapomniałeś?- zapytała smutnym głosem.
  -To nie tak, złotko. Po prostu dużo się wydarzyło.- odpowiedział wymijająco.
  Westchnął widząc jak z oczu dziewczyny polecały łzy. Nie chciał żadnej kłótni.
  -Damonie, może pojedziemy na wakacje? Odpoczniemy i poukładamy swoje sprawy.- odezwała się dopiero po chwili.
  Salvatore zdziwił się propozycją brunetki. Przecież nic tak poważnego ich nie łączyło. Na wakacje zabierał swoje dziewczyny a Jade była tylko kochanką.
  -Nie śpieszysz się z tym wszystkim?- mruknął odsuwając się od niej.
  -Możemy mieć wspaniałe życie. Robić rzeczy, na które nie mogą pozwolić sobie inne związki. Będziemy podróżować, zwiedzać a przy tym świetnie się bawić. My już należymy do siebie.- słowa wypływały z jej ust jak szalone.
  -Oh, Jade..- westchnął mężczyzna.
  -Słucham Damonie.- uśmiechnęła się po czym stanęła z nim twarzą w twarz.
  -Idź do diabła.- warknął poirytowany.
  Wyminął zaskoczoną dziewczynę i skierował się do drzwi. Chciał zasugerować jej, że to koniec ich romansu.
  Jade musiała zebrać w sobie wszystkie siły. Bała się powiedzieć Damonowi prawdę. Nie chciała nawet myśleć o tym jak mężczyzna zareaguje. Wiedziała, że nie może jej tak wyrzucić. Nie zrobi tego kiedy powie mu prawdę. Była tego pewna.
  -Jestem w ciąży.
~~~~
Nawet mnie jako autorkę tego opowiadania zdziwiło wyznanie Jade...
Postać Valerie zaczęła się rozkręcać więc.. Vamon górą
Szkoda mi Zayna ale wiadomo, należało mu się.
Po raz pierwszy pojawiła się jakaś scena z przeszłości i myślę, że będę umieszczać ich więcej
Wracając do wierszyka.. W tym rozdziale wyjaśniłam wam o co chodzi z białym dębem (bo mam nadzieję, że wyczytaliście to dobrze) no i umieściłam go ponownie abyście mogli dojrzeć to imię i rzeczywiście no jest Oksana, więcej w kolejnym rozdziale.
Mogę was zapewnić, że rozdział.10 będzie przepełniony akcją.. dużo czarów, krzyków, płaczu a nawet rozstanie.
Jeszcze raz gratuluję Karolinie za wspaniałą, trochę różną od rzeczywistości interpretację mojego wierszyka.
W kolejnym rozdziale wszystko będzie już jasne.
Karo <3

piątek, 18 marca 2016

Chapter 8 ''Don’t leave me standing all by myself...''


  Zayn Malik wpatrywał się z zaangażowaniem w szklankę alkoholu postawionego przed nim. Czuł jak pokusa wypicia powoli zaczyna wygrywać. Rozejrzał się wokół, ludzie tańczyli, cieszyli się upojnymi chwilami w klubie. Tylko on jakoś nie potrafił się odnaleźć. Siedział przy barze co chwila odganiając napalone dziewczyny. W jego głowie była tylko jedna kobieta. Całymi dniami myślał o Perrie. Zastanawiał się jak spędza czas, czy ma jakichś znajomych, gdzie jest. Jedyna myśl przez którą popadał w szał dotyczyła nowego chłopaka. Czy blondynka znalazła sobie kogoś? Czy leży z nim w łóżku i razem śmieją się z samotnego Zayna? Zacisnął dłoń wokół szklanki tak mocno, że aż pobielały mu kostki. Wypił trunek chcąc odpędzić od siebie te dołujące myśli. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów po czym zapalił jednego. Wstał z krzesełka barowego po czym wypuścił dym prosto w tłum, w którym sam po chwili się znalazł.
  Mocno wstawione dziewczyny otoczyły Malika. Wypalił papierosa po czym zgasił go koniuszkiem buta na podłodze. Uśmiechnął się na widok dziewczyny bardzo podobnej do Perrie. Oczywiście nie była nią. Nikt nie wyglądał tak idealnie jak ona. Mulat był jednak zbyt mocno nasączony alkoholem aby ją odgonić. Przyciągnął dziewczynę do siebie ściskając za nadgarstek. Ta uśmiechnęła się i otarła się pupą o jego krocze.
  Wiła się przed nim jak rasowa tancerka erotyczna. Zayn czując rosnące podniecenie szeptał jej jak bardzo dobrze sobie radzi. Właśnie wtedy w jego kieszeni zawibrował telefon. Chłopak wywrócił oczami po czym nacisnął zieloną słuchawkę.
  -James.- rzucił od niechcenia
  -Malik, dziś kolejny wyścig. Jeśli się zjawisz masz okazję pokonać mistrza Dany’ego.- w jego głosie słychać było podekscytowanie.
  -Jestem za 5 minut.- odparł po czym schował telefon do kieszeni.
  Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczonym wzrokiem. Nie chciała zaprzestawać tym pociągającym czynnościom.
  -Wybierasz się dokądś?- szepnęła prosto do jego ucha.
  -Sorry złociutka. I tak jej nigdy nie dorównasz.- rzucił oschle po czym wyszedł z klubu.
  Licznik auta przekraczał dozwoloną prędkość. Dzięki temu jednak Malik znalazł się we wskazanym miejscu dziesięć minut przed rozpoczęciem wyścigu. W tłumie odszukał swojego przyjaciela. Po drodze wszyscy życzyli mu powodzenia. A więc James już zdążył im powiedzieć. Zayn spojrzał na swojego przeciwnika stojącego po drugiej stronie ulicy. Mężczyzna wyglądał groźnie z licznymi tatuażami. Brunet wiedział jednak, że po alkoholu nie cofnie się przed niczym.
  Wrócił do swojego auta i poczekał na rozpoczęcie wyścigu. Brało w nim udział dużo więcej osób, jednak pojedynek rozgrywał się między Danym a Zaynem. Mulat na sygnał wystartował jako pierwszy. Wskazówka licznika szalała ale chłopak nie przejmował się tym. Dzisiejszego wieczoru miał zamiar pokonać rekord. Kiedy jechał już ponad 300 km/h uświadomił sobie, że nie ma dla kogo wrócić do domu. Nie czekała na niego ukochana osoba. Perrie odeszła a on bez niej był wrakiem. Teraz nie istniały już żadne granice.
~~
  Perrie Edwards rankiem uśmiechnęła się na myśl o pracy. Czuła, jak jej życie powoli zaczyna wracać do normy. Nigdy nie sądziła, że będzie na tyle silna aby zostawić tego, kogo się kocha. Zebrała się w sobie i przeciwstawiła się losowi jaki ją czekał. Nie była egoistką, ale w tej chwili podziwiała samą siebie. Wyszła z pokoju hotelowego zakładając okulary słoneczne. Wciąż obawiała się, że jest obserwowana. Co jeśli Zayn już ją znalazł?
  Prędko pozbyła się z głowy niewygodnych myśli. Dziś zaczynała pracę. Wszystko miało iść w dobrym kierunku. W recepcji zostawiła pieniądze za kolejną noc po czym w ciszy opuściła hotel. Muzyka, która rozbrzmiewała w jej słuchawkach dodawała dziewczynie skrzydeł.
  -Dzień dobry. Miałam się dziś zgłosić w sprawie pracy.- odezwała się będąc już w bibliotece.
  -Ah tak, pamiętam. Pani Amanda?- zapytała starsza kobieta poprawiając zsuwające się okulary.
  Perrie nieśmiało kiwnęła głową. Wciąż dziwnie czuła się pochopnie zmieniając imię i nazwisko. Czy aż tak obawiała się, że ktoś ją tutaj pozna?
  Kobieta jeszcze przez kilkanaście minut prowadziła z nią rozmowę na temat pracy. W rezultacie blondynka mogła ją zacząć od zaraz. Dostała od staruszki plakietkę z Amanda Myers po czym rozejrzała się wśród książek. Nie pamiętała kiedy ostatni raz miała chwilę na przeczytanie czegoś dobrego. Zapomniała już jak to jest żyć światem z książki. Życie wtedy było o wiele łatwiejsze. Jakby żadne inne problemy, poza tymi które są przeżywane przez bohaterów, nie istniały. Sięgnęła po lekturę, która zafascynowała ją swoim opisem. Postanowiła wypożyczyć ją na świeżo wyrobioną kartę. Usiadła za biurkiem czując jak jest gotowa do podjęcia pracy.
  W tej samej chwili drzwi biblioteki otworzyły się. Perrie wypełniała w tym czasie arkusze nie patrząc kto wszedł do budynku.
  -Dzień dobry. Chciałbym wypożyczyć Wielkiego Gatsby’ego.- odezwał się mężczyzna.
  Edwards podniosła wzrok a jej oczy spotkały się z dawnym znajomym. Nie mogła uwierzyć w to, że jednak ktoś ją poznał, bo na pewno tak było widząc zaskoczoną minę blondyna.
  -Mój Boże.- szepnęła opuszczając wzrok.
  -Perrie? Co ty tu robisz?- zapytał Kevin lustrując ją.
  -Ja.. Przepraszam ale chyba mnie pan z kimś pomylił.- odpowiedziała wymijająco.
  Wieczór był nadzwyczaj zimny. Kto by pomyślał, że o tej porze roku trzeba będzie nosić rękawiczki. Blondynka marzyła teraz o ciepłej kąpieli i kubku kakao. Tak bardzo chciała przytulić się do ukochanej osoby. Potrzebowała aby ktoś przekonał ją, że wszystko jakoś się ułoży.
  Weszła do pokoju i od razu położyła się na łóżku. Miała takie cudowne plany co do Dallas ale już spotkała dawnego znajomego. Wiedziała, że i jutro wróci do biblioteki. Dziewczyna nie chciała póki co utrzymywać z kimkolwiek jakiejś relacji. Wiedziała, że Zayn ciągle jej szuka.
  Zaświeciła lampkę a z torebki wyciągnęła książkę. Otworzyła ją na pierwszej stronie. Pogrążyła się w czytaniu chcąc na chwilę zapomnieć o otaczającym świecie. Jednego była pewna, znów musiała wyjechać. Gdzie teraz powinna uciec? Czy całe życie będzie w trasie?
~~
  Elijah Mikaelson wszedł do sypialni, w której od kilku dni nocowała Nina. Mimo to, że jego młodsza siostra uważała dziewczynę za więźnia i wroga, on postanowił o nią zadbać. Codziennie przynosił jej kilka worków z krwią aby młoda wampirzyca mogła się posilić. Uśmiechnął się do niej podając jej czerwoną ciecz. Nina jak z procy rzuciła się na woreczek. To niewielkie opakowanie przynosiło, nie tylko jej, siłę, którą potrzebowała cała trójka.
  Dobrev wyrzuciła do kosza worek po czym spojrzała na Elijaha. Siedział w fotelu naprzeciwko niej uważnie się jej przyglądając. Onieśmielał ją każdym swoim zachowaniem. Dziewczyna czuła ogromną słabość do mężczyzn o nazwisku ‘’Mikaelson’’. Bruneta jednak nie można było porównywać z Klausem. Elijah był subtelny i delikatny. Każdą, nawet najprostszą czynność wykonywał z dokładnością i spokojem. Emanowała od niego dobra energia. Przede wszystkim był jednak opiekuńczy i szlachetny. Żadnej z tych cech nie posiadał jego brat. Klaus był dominantem, osobą dążącą do sukcesu. Nic ani nikt nie był w stanie  odwieźć go od celu. Był złowrogi i samolubny. Nie wiedziała o blondynie zbyt dużo. Przekonała się jednak, że był ogromnie mściwy i pamiętliwy.
  -Dlaczego mi się przyglądasz?- zapytał poprawiając spinkę od mankietu.
  -Uhm, przepraszam. Uznałam po prostu, że skoro przebywamy w jedynym pomieszczeniu moglibyśmy porozmawiać.- odpowiedziała niepewnie nie spuszczając z niego wzroku.
  -W takim razie, opowiedz mi o sobie coś czego nikt nie wie.- zabójczo się uśmiechnął.
  -Dlaczego wciąż rozmawiamy o moim życiu? Wydaje mi się, że twoje tysiąc letnie jest dużo ciekawsze.
  -Zapominasz droga Nino, że to ja i Rebekah tu rządzimy. Ty jesteś naszą małą, słodką zabaweczką.- rzucił po czym wstał.
  Spokojnym krokiem podszedł do dziewczyny. Pogładził ją po policzku tak delikatnie jak nikt inny. Dobrev zamknęła oczy wtulając twarz bardziej w jego dłoń. Usłyszała jak mężczyzna uśmiecha się.
  -Wydaje ci się, że jesteś silną kobietą. Prawda jest taka Nino, że ty to tylko malutki ptaszek, który jeszcze nie rozwinął skrzydeł. Kiedy się stąd wydostaniemy nauczę cię być prawdziwym jastrzębiem.- odezwał się cicho.
  Złożył delikatny ale i najwspanialszy pocałunek na jej policzku. Kiedy brunetka otworzyła oczy, była w sypialni całkiem sama.
~~
  Damon Salvatore był pod ogromnym wrażeniem swojej otwartości. Alkohol dodał mu odwagi do zwierzeń. Zresztą nie tylko jemu. Valerie już po kilku drinkach zaczęła opowiadać o swoim związku.
  -Więc jesteś lesbijką a Nora, którą poznałem wcześniej w niemiłej sytuacji z mamuśką to twoja dziewczyna?- zapytał brunet upijając kolejną szklankę.
  -Nasz związek zaczął się podczas wojny secesyjnej.- odpowiedziała.
  Salvatore spojrzał na nią zaskoczonym wzrokiem. Przecież jeszcze niedawno twierdziła, że jest człowiekiem.
  -Ja, Nora, Silas i reszta czarowników zostaliśmy dość brutalnie zamordowani. Nasz sabat przygotował dla nas jednak miłą niespodziankę. Mamy tylko jedną szansę aby powrócić do żywych. Ja i Nora byłyśmy pochowane razem, dlatego Lily ocaliła nas jako pierwsze. Teraz kiedy ktoś znowu będzie próbował mnie zabić, rzeczywiście odejdę w zaświaty.- wyjaśniła uśmiechając się.
  -Lily wróciła do Seattle ze względu na Silasa, swoją wielką miłość.- Damonowi szybko udało się powiązać fakty.
  -Nie znasz go. Jest potworem. To przez niego Lily stała się taka żądna zemsty. Przekabaciła nawet moją ukochaną.
  -Musimy więc zrobić wszystko aby nie udało się go wskrzesić. Ty nie chcesz stracić miłości a ja chcę w spokoju opłakiwać swoją. Mamy umowę.- odezwał się spoglądając na blondynkę.
  -Mamy umowę.- powtórzyła wznosząc wraz z mężczyzną toast.
~~
  Następnego dnia Damon od bardzo wczesnej godziny siedział w swoim biurze. Na zmianę analizował papiery firmy jak i myślał o pokonaniu matki. Przed odejściem kobieta uczyła go aby nigdy nikogo nienawidzić, zawsze wybaczać. Salvatore taki był, przynajmniej się starał. Jedyną osobą, której nie potrafił wybaczyć była właśnie Lilian. Lista grzechów jakie popełniła względem starszego syna była ogromna. Po pierwsze ukrywała przed nim młodsze dziecko. Po drugie kilka razy zostawiła go bez słowa. Przede wszystkim jednak zapomniała o nim. Poznała faceta, twierdziła, że ma nową rodzinę. A kiedy wróciła sprawiła swojemu dziecku największe ze wszystkich cierpień. Odebrała mu przyjaciela z dzieciństwa i ogromną miłość.
  Do gabinetu bruneta ktoś zapukał.
  -Wejść.- rzucił niechętnie.
  Miał już dość kolejnych stosów zleceń. Otwierając ten mroczny biznes nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw. Nie potrafił zliczyć ilu ludzi zabił podczas całego swojego życia.
  Do pomieszczenia weszła sekretarka a za nią Jade. Damon westchnął na widok brunetki.
  -Wróć do pracy.- powiedział do sekretarki.
  Po sekundzie byli już w biurze całkiem sami. Jade uśmiechnęła się na widok kochanka. Podeszła do niego wtulając się w jego klatkę piersiową. Damon przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej. Dziewczyna poczuła ciepło jakie od niego emanuje. Brunet uniósł jej podbródek do góry, tak że ich oczy się spotkały. Z siłą i zachłannością wpił się w jej usta jakby miał być to jego ostatni pocałunek na świecie. Przejął całkowitą kontrolę nad jej językiem. Oderwał się od niej uśmiechając się.
  -Co tu robisz?- zapytał przyciągając dziewczynę do siebie za biodra.
  -Stęskniłam się.
  -Może zrobilibyśmy coś wieczorem? Potrzebuję rozerwać się od przypływu pracy i stresów.- rzucił jeżdżąc dłońmi po jej pośladkach.
  -Chętnie.- uśmiechnęła się słodko.
  -W takim razie zaplanuję dla ciebie niezapomniany wieczór.- pocałował ją w czoło po czym wrócił do pracy.
~~
  Damon kupił w pobliskiej kawiarni duże latte po czym wsiadł do auta. Po wczorajszym wieczorze mocno zakrapianym alkoholem dzisiejszego dnia postanowił dać sobie na wstrzymanie. Ujrzał na siedzeniu pasażera niewielką kartkę. Zlustrował ją wzrokiem, była to wiadomość.
Drogi Damonie
Dziękuję za cudowny wieczór. Od bardzo dawna potrzebowałam z kimś szczerze porozmawiać. Cieszę się, że znaleźliśmy wspólne tematy. Do zobaczenia
Valerie
  Salvatore uśmiechnął się czytając miłe słowa. I jemu wczorajszy wieczór upłynął bardzo miło. Pierwszy raz od dawna szczerze się uśmiechnął.
  Wyjął z teczki jedno ze stu zleceń jakie przysłano do jego firmy. Rzucił okiem na dane klienta po czym zajął się ofiarą.
  Chris Bracken- spiskowanie z mafią.
  Bruneta zdziwiło to zlecenie. Sam bowiem kiedyś miał do czynienia z mafią. Nie wspominał tego okresu zbyt dobrze. Wówczas był pogubionym nastolatkiem, który stracił w zasadzie obojga rodziców. Szukał swojego miejsca na ziemi aż stał się jednym z pomocników wielkiego szefa. Do czasu aż go nie zabił.
  Rzucił teczkę na tylne siedzenie po czym z piskiem opon odjechał w kierunku miejsca zlecenia. Na szczęście dom ofiary znajdował się niedaleko jego firmy. Szybko znalazł właściwy adres i uśmiechnął się widząc, że Bracken jest w środku. Najbardziej nie lubił zabijać kogoś poza miejscem jego zamieszkania. Bo akurat ofiara musiała właśnie wtedy udać się do sklepu czy na spacer. Wysiadł z czarnego ferrari po czym z pistoletem w kieszeni garnituru ruszył do drzwi. Z łatwością udało mu się objąć system bramy i inne elektryczne zabezpieczenia. Wszedł do środka sprawdzając każde pomieszczenie.
  -Damon Salvatore.- usłyszał głos z salonu.
  W pokoju siedział mężczyzna, który zgodnie ze zdjęciem dołączonym do zlecenia miał być jego ofiarą. W ręku trzymał naładowany pistolet.
  -Znamy się?- zapytał brunet lustrując jego postawę.
  -Wiele o tobie słyszałem- odpowiedział.
  -Za bardzo skupiasz się na tym aby twoje słowa niosły za sobą jakąś grozę.- rzucił po czym zastrzelił nieświadomego mężczyznę.
  Wzrok Damona spoczął jednak na ścianie. Przyglądał się ogromnemu portretowi najpiękniejszej dziewczyny jaką spotkał. Ten obraz przedstawiający Ninę był zdecydowanie najlepiej namalowany. Każdy szczegół był dopracowany. Salvatore nie chciał, ale jednak w głębi duszy pochwalił Klausa za to dzieło.
  Ściągnął obraz ze ściany zastanawiając się w jaki celu wróg go tu przysyła. Czy Mikaelson chce mu coś powiedzieć?
  Wyszedł z domu z obrazem pod pachą po czym zadzwonił do Alarica.
  -Posprzątaj ciało Brackena. Musisz wykonać dzisiaj dwa zlecenia.- rzucił oschle.
  -Szefie, ale ja mam dzisiaj wolne.- mruknął niezadowolony pracownik.
  -Jeszcze jedno słowo a wolne będziesz mieć już codziennie.- warknął po czym się rozłączył.
~~
  Będąc w swoim apartamencie dokładnie przyglądał się trzem obrazom. To co je łączyło to na pewno autor i przepiękna modelka. Damon zaczął każdy obraz oglądać ze wszystkich stron. Szukał jakiejkolwiek wskazówki. Chciał dowiedzieć się dlaczego Klaus malował Ninę. Wiedział, że łączyła ich jakaś relacja. Potem jednak Mikaelson przybył aby się zemścić. Brunet tym bardziej nie rozumiał dlaczego te obrazy wisiały w czyichś domach.
  Sięgnął po trzeci, ten który udało mu się zdobyć kilka godzin wcześniej. Delikatnie obracał go sprawdzając każdy róg. Dojrzał podpis Klausa i tytuł obrazu.
  -‘’Kwiat buntu’’.- przeczytał Salvatore.
  Tytuł idealnie odnosił się do Niny. Dziewczyna była zbuntowana, rządna zemsty, przygód i zabijania. Potrafiła poradzić sobie z bronią lepiej niż niektórzy mężczyźni. Potrafiła być jednak delikatna, zupełnie jak kwiat. Była kochająca, czuła i troskliwa.
  Damon obrócił portret. Zaczął wątpić czy cokolwiek znajdzie. Kiedy miał się poddać ujrzał malutką karteczkę wepchniętą między obraz a ramę. Wyjął ją po czym delikatnie odłożył dzieło.

Obco bije gdzieś duchów godzina

Krwawe wino sączy ze dzbana dziewczyna

Siedzi kruk wspaniały jakby czarny piekieł stróż

A księżyc w pełni straszy już

Na biały dąb szuka cieni

A z nim krzyż na zawsze spleceni.

  -O co tu do cholery chodzi?- szepnął po przeczytaniu wierszyka.

 ~~~~
Witajcie!
Nareszcie udało mi się zebrać w sobie i skończyć ten rozdział.
Wierszyk, który znajdziecie na końcu rozdziału jest mojego autorstwa, dlatego nie jest jakiś oszałamiający. Jest jednak wypełniony kilkoma wątkami i ogłaszam, że osoba która zgadnie przynajmniej dwa z nich będzie mogła wybrać jedną z postaci tego opowiadania a ja zdradzę jej najważniejsze wydarzenia jakie przyniesie los tej postaci. Dodatkowo dwa następne rozdziały będą dedykowane tej osobie
Ten mój pomysł ma na celu rozwinięcie waszego mózgu. Nie chcę podawać wam rozwiązania na tacy. Pojawi się ono w kolejnym rozdziale jednak chcę wiedzieć czy ktoś myśli tak jak ja.
Pomysły na wątki zawarte w wierszyku piszcie w komentarzach.
Zwycięska osoba dowie się o tym przy okazji publikacji kolejnego rozdziału
Ogromnie cieszę się z aż 5 komentarzy pod poprzednim rozdziałem
To motywuje!!
Karo <3