piątek, 26 lutego 2016

Chapter 6 ''I'm a little bit love drunk ever get the feeling where you're miles away...''

  Damon odrzucił telefon na szafkę po czym schował twarz w poduszkę. Głowa po wypiciu tylu litrów alkoholu bolała go bardziej niż kiedykolwiek. Zdenerwował się na brata. Kogo obchodziło czy zostawiła go dziewczyna? Jeżeli oczekiwał, że Salvatore go pocieszy, był w ogromnym błędzie.
Spojrzał w bok na śpiącą kochankę. Nie do końca pamiętał jak znaleźli się w łóżku. Wiedział, że musiało być gorąco, miał przepiękną brunetkę.
  Kiedy wyszedł z łazienki ujrzał Jade w jednej z jego koszul robiącą śniadanie. Uśmiechnął się na ten pociągający widok. Dziewczyna obróciła się podając mu talerz pełen naleśników.
  -Pomyślałam, że to miły początek dnia.- odezwała się siadając naprzeciwko.
  Damon w ciszy zaczął jeść. Zwykle partnerki wyrzucał z domu po szalonej nocy. Jade była pierwszą, której pozwolił spokojnie zjeść śniadanie. Zastanawiał się co tak bardzo go do niej przyciągało. Była piękna, ale nie najpiękniejsza. Zgrabna sylwetka, długie nogi, tętniąca życiem. Czegoś jednak brakowało by nazwać Jade ideałem. Może po prostu nie była Niną?
  Po mieszkaniu rozległ się dzwonek telefonu. Brunet, ubrany zaledwie w czarne spodnie sięgnął w sypialni po urządzenie. Wywrócił oczami widząc imię brata.
  -Nie dałem ci do zrozumienia, żebyś się odczepił?- powiedział upijając trochę kawy.
  -Musimy pogadać. Będę u ciebie za pięć minut.- Malik pierwszy raz w życiu mówił śmiertelnie poważnie.
  Salvatore wzruszył obojętnie ramionami po czym wrócił do kuchni. Brunetka widząc go, podeszła i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Damon jednak jak prawdziwy dominant szybko przejął nad nią kontrolę. Językiem rozchylił jej wargi zmuszając ją do ostrzejszego pocałunku. Teraz robili to coraz zachłanniej jakby świat wokół nie istniał.
  Usłyszeli pukanie do drzwi, gdyby nie to, para nieprędko oderwałaby się od siebie. Mężczyzna niechętnie poszedł otworzyć. Kiedy ujrzał młodszego brata drugi raz tego dnia wywrócił oczami.
  Zayn bez słowa wszedł do środka. Nie zdziwiło go paradowanie Damona po mieszkaniu bez koszulki. Brat lubił obchodzić się ze swoim nienagannie wyglądającym ciałem. Zdezorientowany spojrzał na stojącą nieopodal brunetkę. Na pierwszy rzut oka przypominała Ninę. Kiedy jednak podszedł bliżej zdał sobie sprawę, że to tylko ten sam typ urody. Wiedział, że Damon nadal nie wyleczył się ze straty ukochanej.
  -Przepraszam a ty kim jesteś?- zapytał Malik skanując jej skąpe ubranie.
  -Jestem Jade, miło cię poznać.- uśmiechnęła się.
  -Zayn. Przykro mi ale chciałbym porozmawiać z bratem. W cztery oczy.- ostatnie zdanie zaakcentował dając jej do zrozumienia jak bardzo jest niepotrzebna.
  Damon poirytowany wyminął brata po czym spojrzał na brunetkę. Złapał jej twarz w dłonie kciukiem pocierając policzek.
  -Zadzwonię do ciebie, skarbie.- szepnął po czym przelotnie cmoknął Jade w usta.
  Brunetka posłusznie pokiwała głową po czym ruszyła do sypialni. Chwilę później wyszła z niej ubrana w swoją sukienkę. Starszy z braci zamknął za nią drzwi po czym wrócił do kuchni szykując się na nudną rozmowę.
  -Musiałeś być taki nie miły? Zachowuj się jak człowiek.- odezwał się nalewając do szklanki Bourbon.
  -Od kiedy którakolwiek z twoich kochanek zostaje na śniadanie?- odparł Zayn wyrywając butelkę trunku.
  -Jestem wolnym mężczyzną. Przyjemnie jest czasem zjeść posiłek z kimś poza mną.- uśmiechnął się sarkastycznie.
  -Mam ci uwierzyć, że to podobieństwo do Niny to tylko przypadek?- warknął młodszy.
  Mimo zawodu jaki wykonywał, Damon był spokojnym człowiekiem. Zawsze starał się racjonalnie wyjaśnić sytuację. Teraz wystarczyło wypowiedzieć jedno imię. Nina Dobrev, w tym wszystkim kryło się tyle bólu i cierpienia. Tylko tyle potrzebował by przestać nad sobą panować. Wymierzył cios prosto w twarz Malika. Pięść uderzyła mocno przewracając chłopaka na ziemię. Salvatore uklęknął obok zaskoczonego brata.
  -Nigdy więcej nie wymawiaj przy mnie tego imienia.- warknął po czym pogwizdując ruszył po kolejną nalewkę alkoholu.
~~
  Perrie uśmiechnęła się na widok starego miasteczka. Słońce nawet wczesną wiosną świeciło bardzo ostro. Dziewczyna i inne osoby, z którymi podróżowała wysiadły na pobliskim przystanku. Ludzie rozeszli się. Część wróciła do domów z urlopów, inni przyjechali w odwiedziny. Tylko Perrie przybyła do Dallas nie znając nikogo. Zabrała niewielką walizkę po czym ruszyła na poszukiwanie jakiegoś motelu. Na więcej póki co nie było ją stać. Obiecała sobie, że jeszcze tego dnia rozejrzy się za jakąś pracą.
  Myśli o Zaynie powracały zbyt często. Blondynka zastanawiała się jak przyjął jej odejście. Nie miała kontaktu z jakimkolwiek światem. Zniszczyła kartę z numerem a telefon wyłączyła. Nie chciała aby Malik słowami przekonywał ją do powrotu. Sama nie była pewna czy miłość jest tego warta.
~~
  Porzuciła gdzieś w krzaki kolejne zwierzę. Od kilku dni żywiła się tylko krwią. Teraz była pewna, że los zgotował jej prawdziwe piekło po śmierci. Była głupia spodziewając się drogi usłanej różami i wiecznego spokoju. Popełniła w życiu zbyt wiele grzechów, bez skrupułów mordowała by tylko pokazać, że jest silna.
  Kiedy Nina poznała Klausa od razu ją oczarował. Będąc nastolatką sukcesem było zdobyć starszego mężczyznę. Po którejś wspólnej nocy Mikaelson wyjaśnił brunetce kim naprawdę jest. Nie potrafiła długo żyć z kimś kto pochłania ludzką krew. Brzydził ją widok kochanka z kłami ociekającymi czerwoną cieczą. A gdy któregoś dnia wyznał jej miłość… ona tego samego wieczoru uciekła. Nie była świadoma jakie cierpienie na siebie skazała. Wybrała egoistycznie, nie chciała żyć z hybrydą więc ona zabiła wszystkich jej bliskich.
  Jedynym zaskoczeniem było jej przyzwyczajenie do słońca. Wampiry, jako istoty nocne płonęły w dzień. Nina ubrana w ten sam strój, w którym Klaus ją zabił, z ranami na głowie i szyi usiłowała znaleźć jakąś żywą duszę. Wystarczającym cierpieniem było dla niej zostanie wampirem.
  W oddali ujrzała grającą kolejkę. Kiedy przechodziła tu ostatnio zastała tylko głuchą ciszę. Czyżby piekło szykowało dla niej kolejną niespodziankę? Wiatr przywiał pod jej nogi jakąś gazetę. Podniosła ją spoglądając na artykuł. Dotyczył on nowych wyborów prezydenckich. To co jednak najbardziej ją zaskoczyło.
  -Mój Boże.- szepnęła.- 21 maja 1994. Utknęłam w przeszłości..
~~
  Zayn nie poddawał się. Wstał chwytając się za szczękę i poszedł szukać brata. Nie przyszedł do jego mieszkania aby go denerwować. Nie zamierzał i dziś się z nim kłócić. Był tak bardzo zdruzgotany stratą Perrie, że potrzebował tylko pomocy. Od kogo mógł jej oczekiwać? Jego ojciec nie żył, a matki nie chciał więcej oglądać. Został mu starszy brat, którego z resztą poznał całkiem niedawno.
  Ujrzał Damona stojącego w sypialni, dokładnie przed kominkiem. Wpatrywał się w ogień, jakby chciał coś z niego wyczytać. Urządzenie było ozdobą, tak naprawdę nie dawało żadnego ciepła. W ręce brunet trzymał butelkę Bourbonu. Zayn ze smutną miną oglądał ten obraz tęsknoty i cierpienia.
  -Miałem nadzieję, że wyszedłeś.- mruknął Salvatore nie odwracając się.
  -Damonie, być może oczekuję zbyt wiele ale potrzebuję twojej pomocy. Nie chciałem o niej wspominać. Przepraszam.- ostatnie słowo wypowiedział ciszej niż pozostałe.
  Brat wzdrygnął się, wciąż był bez koszulki. Dopił resztki alkoholu znajdującego się w butelce. Rzucił nią w kąt pokoju. Roztrzaskała się na miliony malutkich szkiełek niosąc za sobą ogromny huk. Damon w tym samym momencie odwrócił się do brata. Teraz nie wyglądał jak ten agresywny facet w kuchni. Był jak potulny baranek a w oczach miał łzy. Sekundę później pozwolił im popłynąć. Po raz pierwszy przy kimś.
  Malik widząc starszego brata w złym stanie poczuł ukłucie w sercu. Mimo ich krótkiej znajomości zdążył przyzwyczaić się do tego, że go posiada. Podszedł do Damona, spojrzał na niego niepewny co zrobić. Widząc jednak na jego twarzy tak ogromny smutek przytulił starszego brata. Ten na początku był zaskoczony, rozluźnił się i delikatnie go objął dopiero po chwili. Kiedy Salvatore wyswobodził się z uścisku nie było już po nim widać wcześniejszego smutku.
  -Daj mi chwilę i wyruszamy na poszukiwania.- odezwał się z uśmiechem na ustach.
~~
  Nina wciąż wpatrywała się w gazetę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Została na zawsze uwięziona w tak odległych czasach. Zdenerwowana odrzuciła papier na bok i ruszyła przed siebie. Kolejka wciąż grała. Dziewczyna była pewna, że to nie wiatr nią poruszył. Coś musiało czaić się na wampirzycę w pobliżu. Miała jedynie nadzieję, że nie zaczynała szaleć. Zgodnie z obietnicą Klausa, czekało ją wieczne piekło.
  Teraz, kiedy była silnym wampirem z łatwością zatrzymała kolejkę. Cała była zakurzona z wyjątkiem jednego z miejsc, ostatniego. Wyglądało to tak, jakby ktoś właśnie z niej wstał. Nina poczuła wiatr a w oddali usłyszała czyjeś kroki. Odwróciła się i od razu w coś uderzyła. Spojrzała na blondynkę z zadziornym uśmiechem przed sobą.
  -Miło cię widzieć.- odezwała się kobieta wciąż z tym samym uśmiechem.
  Nina nie zdążyła nic powiedzieć. Blondynka złamała jej kark pozwalając by nieprzytomna wampirzyca upadła.
~~~~
Witajcie!
Wiem, że obiecałam akcję w tym rozdziale ale doszłam do wniosku, że warto jeszcze poczekać ze dwa rozdziały. 
Oczywiście postaram się by kolejny ani trochę nie był nudny. Zdradzę wam jedną rzecz.. Lily come back :)
Karo <3
 

wtorek, 16 lutego 2016

Chapter 5 ''I'm like a bird, I'll only fly away...''

  Po wizycie na cmentarzu Damon Salvatore z uśmiechem pojechał do swojego ulubionego baru. Nareszcie czuł się wolny. Tego wieczoru zamierzał jeszcze udać się do klubu. Nic się już dla mężczyzny nie liczyło. Usiadł przy barze i od razu zamówił Bourbon. Rozkoszował się chwilami samotności lecz już po chwili przysiadła się do niego pewna dziewczyna.
  -Ile można pić?- zapytała ze zdziwieniem kiedy Damon opróżniał czwartą szklankę.
  -Postawię ci drinka. Barman! Coś specjalnego dla pięknej pani!- odezwał się Salvatore i nalał sobie następną porcję.
  Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc schlebiające jej słowa. Mimo początkowej niechęci postanowiła jednak zostać z mężczyzną. Powalał ją wygląd bruneta, aż nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
  Odpływali coraz bardziej. Nikt prócz barmana nie liczył już wypitych drinków. Liczyła się dobra zabawa i zapomnienie. Tajemnicza brunetka była jak najbardziej w typie Damona a po kilkunastu drinkach uważał ją za najpiękniejszą.
  -Wiem o tobie już tak wiele. Wciąż nie znam twojego imienia kochaniutka.- szepnął Salvatore siedząc już naprawdę bardzo blisko wstawionej dziewczyny.
  -Jestem Jade. Jade Thirlwall.- uśmiechnęła się zbliżając swoją twarz do twarzy mężczyzny.
  -Jeśli chcesz seksu to wystarczy poprosić.- szepnął i wpił się w usta czekającej na to brunetki.
~~
  Perrie nie potrafiła zasnąć przez całą noc. Kręciła się zapłakana po pokoju wciąż martwiąc się o Zayna. Była wściekła, że ją zostawił jednak nie wybaczyłaby sobie gdyby coś mu się stało. Łzy płynęły ciurkiem z oczu blondynki a ona zastanawiała się gdzie popełniła błąd. Starała się być godną dziewczyną i kochanką aby Zayn nigdy nie spojrzał na inne. Teraz miała wątpliwości czy był jej wierny przez ich związek. Miłość i nienawiść mieszały się ze sobą. W jednej chwili Edwards chciała jak najprędzej zamówić taksówkę do domu i tam czekać na ukochanego. Po chwili jednak przypominała sobie w jaki sposób ją potraktował. I nie tylko tego wieczoru. Przed oczami dziewczyny rozegrały się sceny z ostatnich tygodni. Dotknęła policzka, na którym za sprawą uderzenia chłopaka do niedawna widniał ogromny siniak. W tej trudnej chwili nie miała z kim porozmawiać. Zrozpaczona wybrała numer do swojej rodzicielki. Kobieta była jej ostatnią deską ratunku mimo ich zimnych stosunków.
  -Perrie?- odezwała się zaskoczona matka.
  -Musisz mi pomóc. Ja nie daję już rady.- szepnęła do słuchawki łamiącym się głosem.
  -O czym ty mówisz? Perrie dobrze wiesz, że nie możemy rozmawiać. Nie chcę mieć kłopotów.- słowa kobiety wpędziły załamaną dziewczynę w jeszcze większy dół.
  -Żałuję, że kiedykolwiek nazywałam cię moją matką. Nie chcę cię znać.- warknęła po czym rzuciła telefonem o ścianę.
  Czuła jak całe jej życie zamienia się w popiół. Wszystko co kiedyś dawało jej radość zostało wyparte przez złe rzeczy.
  Kiedy nastał poranek Perrie wiedziała już co zrobić. Kierowała nią nienawiść i chęć odpoczynku. Nie miała przy sobie dużo pieniędzy. Bała się zostać na kolejną noc, przecież kiedy Zayn gdzieś wytrzeźwieje zacznie jej szukać. Nie była gotowa na powrót do domu. Swoją ucieczką chciała dać do zrozumienia ukochanemu, że dłużej nie mogą tak żyć. Postanowiła na najbliższym dworcu wykupić bilet autobusowy do pobliskiego stanu- Oregon. Kiedy była małą dziewczynką przez rok mieszkała w Dallas. Właśnie tam blondynka zamierzała się teraz udać. Chciała w tym małym miasteczku odpocząć od wrzasku i zgiełku ale także pomyśleć nad swoim dalszym życiem.
  Zrezygnowana spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała jak wrak człowieka. Podkrążone oczy sugerowały nieprzespaną noc i litry wylanych łez. Blada karnacja pokazywała zmęczenie dziewczyny. Delikatnie się pomalowała, założyła na siebie leginsy i bluzę z kapturem. Na oczach znalazły się okulary słoneczne aby nikt jej nie poznał. Nie chciała aby ktoś w ostatniej chwili odwiódł ją od jej planu. Spakowała wszystkie swoje rzeczy po czym wyszła z pokoju.
  Powoli szła w kierunku właściwego autobusu. Już tak niewiele dzieliło ją od upragnionego wypoczynku.
  -Żegnaj Seattle.- szepnęła kiedy samochód wyjeżdżał na główną autostradę.
~~
  Nie skończyło się tylko na jednym niewinnym pocałunku. Damon kupił w barze ostatniego drinka dla swojej towarzyszki po czym wspólnie udali się do jego auta. Jade uśmiechnęła się na widok nowego porsche. Uświadomiła sobie jak bardzo bogaty jest facet, którego właśnie poderwała.
  Salvatore zdzierając opony ruszył w kierunku swojego mieszkania. Przez całą drogę śmiali się bez powodu. Mimo, że byli już naprawdę mocno wstawieni nadal popijali alkohol.
  -Widzę, że mieszkają tu sami bogacze.- odezwała się dziewczyna kiedy zatrzymał auto na parkingu podziemnym apartamentowca.
  -Zgadza się Jade ale wszystkie te bryki są moje.- puścił do niej oczko po czym trzymając się za ręce weszli do windy.
  Całowali się i popijali trunki przez całą drogę na dwudzieste piętro. Kiedy nareszcie winda zatrzymała się Damon wziął dziewczynę na ręce i od razu zaniósł do sypialni.
  -Nie pokażesz mi najpierw twojego pięknego mieszkania?- zapytała Jade leżąc już na łóżku.
  -Później.- szepnął brunet.
  Całował Jade po twarzy, by później skupić się na szyi. Dziewczyna wiła się jak kotka pod dotykiem jego warg. Pożądanie hulało w górze. Salvatore odrzucił koszulkę Jade gdzieś w kąt pokoju. Podczas kiedy on kreślił niewidzialne kółka na jej ciele, ona powoli rozpinała guziczki jego koszuli. Zagwizdała na widok umięśnionej klatki piersiowej kochanka. Błądziła rękami po jego ciele.
  Damon zjechał pocałunkami aż pod zapięcie spodni. Szybko pozbył się zbędnego materiału. Umieścił ręce napalonej brunetki nad jej głową kiedy zębami ściągał z niej majtki. Dopiero kiedy dziewczyna leżąca pod nim była naga, zaczął rozpinać pasek od własnych spodni.
  Uśmiechnął się seksownie po czym bez żadnego ostrzeżenia zanurzył się w Jade. Ta krzyknęła z powodu nagłego ruchu. Reszta spraw potoczyła się szybko. Para kochanków tak bardzo zaangażowała się w czynność jakby robili to pierwszy raz w życiu.
~~
  Zayn wrócił do domu dopiero wtedy kiedy na pogotowiu opatrzyli jego rany. Jedna z lekarek proponowała mu noc w szpitalu, on jednak zdecydowanie odmówił. Narkotyki powoli słabły i dopiero teraz dotarło do chłopaka, że znów całował się z kimś innym niż Perrie.
  Kiedy pomyślał o dziewczynie zapragnął się do niej przytulić, przeprosić za wszystko. Był jednak zbyt zmęczony i obolały aby iść do sypialni. Położył się w salonie i obiecał sobie, że porozmawia z ukochaną rano bo przecież ona zawsze mu wybacza.
  Promienie słońca obudziły Malika. Zaklął cicho pod nosem przypominając sobie, że wylądował na kanapie. Przetarł twarz dłońmi na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Od razu skarcił siebie za całowanie się z przypadkową dziewczyną. Jeszcze nigdy nie miał tak wielkiego odlotu po narkotykach. Zaczął je brać mając siedemnaście lat i zawsze dobrze się bawił. Tak dotkliwa bójka i zdrada zakorzeniły się w jego głowie.
  Powolnym krokiem udał się na poszukiwanie aspiryny i wody. Głowa bolała go niemiłosiernie. W lustrze spojrzał jak marnie wyglądał. Wciąż miał na sobie eleganckie ubranie, które teraz nadawało się tylko na śmietnik. Koszulka była zakrwawiona i postrzępiona. Twarz miał brudną od krwi swojej i przeciwnika. Złapał się za żebra, które były mocno poobijane. Opuszkami palców delikatnie dotknął największej z ran, tej na piersi.
  -Perrie!- krzyknął u dołu schodów.
  Był zbyt wyczerpany aby wejść do niej na górę. Zaczął się denerwować kiedy nikt mu nie odpowiedział. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer do dziewczyny.
  -Osoba, do której dzwonisz ma wyłączony telefon.- usłyszał.
  Resztkami sił poszedł na górę. Zdziwił się kiedy w żadnym pokoju nie znalazł Perrie. Dopiero po chwili wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły układać się w logiczną całość.
  Zostawił ją samą w klubie. Bez słowa wyszedł i pojechał na wyścigi. Pamiętał jak blondynka mówiła na kolacji, że to jego ostatnia szansa.
  -Uciekła- szepnął kiedy poukładał w głowie fakty.
  Nienawiść i smutek wymalowały się na twarzy chłopaka. Jak ona mogła zostawić go w takim stanie? Wiedział, że popełnił błąd ale to nie był powód do ucieczki z domu. Z całej siły uderzył poranionymi knykciami w ścianę. Zastanawiał się dokąd dziewczyna mogła uciec. Zadbał przecież oto aby nie miała nikogo poza nim. Chwiejnymi ruchami wyjął z kieszeni telefon.
  Irytowały go coraz bardziej sygnały oczekiwania.
  -Perrie uciekła, rozumiesz? Zostawiła mnie!- krzyknął do słuchawki kiedy tylko  jego brat odebrał.
  -O czym ty mówisz?- zapytał Damon zaspanym głosem.
  -Zawaliłem i po prostu mnie zostawiła. Nawet nie mam pojęcia gdzie mogła pojechać.- powiedział już nieco spokojniejszym głosem.
  -Posłuchaj braciszku. Daj sobie spokój ze związkami, one do niczego nie prowadzą. Lepiej być wolnym i poznawać kobiety, które także tego pragną. Nie mam czasu słuchać twoich problemów.- odpowiedział po czym rozłączył się.
  Zayn jednak nie dał za wygraną. Poszedł się umyć i ubrać po czym postanowił pojechać i osobiście porozmawiać z Damonem. Brat przecież musiał mu pomóc.
~~
  Łatwo udało jej się wyjść z tej nasączonej światłem kryjówki. Nie sądziła, że ma tyle siły aby wyważyć drzwi. Babcia opowiadała, że w niebie wszystko jest możliwe. Jednak czy dziewczyna o tak niechlujnym życiu aby na pewno tu trafiła?
  Rozejrzała się dookoła, wszędzie drzewa, las. Ani jednej żywej duszy. Słyszała gdzieś świst świerszczy, stąpanie mrówek po ziemi. Jak to możliwe? Wydawało jej się, że zrobiła tylko kilka kroków w tym ogromnym lesie. W rzeczywistości jednak z niego wyszła. Zaskoczona spojrzała na tabliczkę.
  ‘’Tu rozbudowuje się miasto Seattle.’’- głosił napis na czymś co przypominało znak przy wjeździe do konkretnego stanu.
  -O co tu chodzi?- szepnęła sama do siebie.
  Była pewna, że znajduje się w Seattle. Te budynki rozpoznałaby wszędzie. Tych nowoczesnych jednak wcale tu nie było. Podobnie jak ludzi.
  Jej wzrok wytężył się nienaturalnie. Zobaczyła czerwoną ciecz i nagle poczuła się inaczej. Krew, która wyciekała z martwej sarny przyciągała ją do siebie. Wyglądało to tak jakby spragniony człowiek odnalazł wodę na pustyni.
  Nienaturalnie szybko podbiegła do ofiary i ostrymi zębami zaczęła wysysać krew jakby to było jedyne pożywienie. Kiedy skończyła odrzuciła zwierzę gdzieś daleko i zdała sobie sprawę co właśnie zrobiła. Dotknęła twarzy ręką i poczuła nienaturalnie ostre zęby i ociekającą z buzi krew.
  -Mój Boże, Nina.. Trafiłaś do samego środka twojego prywatnego piekła.- powiedziała sama do siebie.


                                                                             
                                                                              ~~~~
Witajcie!
Nie spodziewałyście się mam nadzieję, że Nina gdzieś żyje?
Żyje żyje bo przecież Damonowi jest tak bardzo potrzebna do życia, przekonacie się :*
Karo <3

poniedziałek, 8 lutego 2016

Chapter 4 ''Cause all that I want is to love and just be loved...''

  Alkohol przypomniał o sobie kolejnego dnia kiedy Damon Salvatore wstał z łóżka. Wczoraj wypił za dużo. Doprawił się kiedy Klaus przyznał się do namalowania obrazów przedstawiających jego ukochaną. Był pewny, że wplątał się w jakąś ogromną tajemnicę. Nie wiedział jednak do czego to wszystko prowadzi.
  Na blacie w kuchni zauważył talerz z dość bogatym śniadaniem. Zaskoczony rozejrzał się po mieszkaniu. Przecież nie dzielił go z nikim. Podszedł bliżej i na środku talerza zauważył kartkę. To co pisało na niej rozwścieczyło mężczyznę.
Nigdy nie zapominaj o najważniejszym posiłku dnia!
Smacznego
           ~Mama
~~
  Zayn Malik z papierosem w ręce i szerokim uśmiechem na twarzy wyszedł z męskiej toalety. Ukradkiem spojrzał na swoją dziewczynę rozmawiającą z jego kumplami. Wyjął z kieszeni czarne okulary i zaciągając się papierosem wyszedł z klubu.
  W aucie czekał na niego już James. Malik wyrzucił papierosa za okno i z piskiem opon odjechał sprzed miejsca imprezy.
  Szybko znaleźli się na drugiej stronie Seattle. W dzielnicy, w której odbywały się wyścigi było już bardzo dużo uczestników. Zayn wysiadł z auta i przywitał się ze swoimi przeciwnikami ale także kumplami. Potem ustawił mustanga przed linią startową. Aby odstresować się po raz kolejny zapalił papierosa.
  Przed wszystkimi samochodami stanęła seksowna mulatka, która tylko czekała na sygnał. Malik odpalił auto i przygotował się do startu.
  Z piskiem opon wyruszył jako pierwszy. Nafaszerowany narkotykami kompletnie zapomniał o Perrie.
~~
  Blondynka coraz bardziej wyłączała się z rozmowy z nowo poznanymi mężczyznami. Zastanawiała się gdzie podział się Zayn. Spojrzała na zegarek, nie było go prawie godzinę.
  -Pójdę poszukać mojego chłopaka.- odezwała się.
  -No co ty Perrie, pogadajmy jeszcze. Malik zaraz wróci.- odpowiedział ten siedzący najbliżej.
  Mimo, że zaczynała się martwić uległa kolegom chłopaka. Obiecała sobie, że za chwilę pójdzie go poszukać. Tak bardzo chciała znaleźć się w końcu w domu.
~~
  Jak najlepiej leczyć kaca moralnego i tego prawdziwego? Damon Salvatore jechał w miejsce pierwszego dziś zlecenia popijając Bourbon przez słomkę. Po tym co ujrzał w kuchni kompletnie ode chciało mu się czegokolwiek jeść. Przerażała ale i denerwowała go myśl, że matka była w nocy w jego mieszkaniu. Czy to znaczy, że wróciła do Seattle? Najważniejsze było to, że kiedy się pojawiała zawsze działy się same nieszczęścia. Salvatore wiedział, że kolejny raz nie zniesie takiego cierpienia.
Zatrzymał auto przed dość dużą rezydencją. Zamknął drzwi od swojego porsche i poprawił mankiety. Jak zabijać to w wielkim stylu prawda?
  Z pistoletem w ręku pewnym krokiem udał się do drzwi wejściowych. Zapukał, otworzyła je staruszka, która najprawdopodobniej była gosposią. Damon szybko pozbył się kobiety. Wszedł do środka w poszukiwaniu właściwej ofiary. Spojrzał w telefon gdzie wyświetlił jeszcze raz zdjęcie i dane personalne.
  Bill Robinson- oszustwa podatkowe, okradanie klientów.
  Ziewnął na widok błahych powodów.
  W ciszy zaczął przeszukiwać pomieszczenia. W salonie ujrzał rzecz, której na pewno się nie spodziewał.
  -To są jakieś jaja.- szepnął
  -Co pan tu robi?- odezwał się głos przy drzwiach.
  Salvatore jak zahipnotyzowany strzelił do Billa. Mężczyzna upadł a krew rozlała się dookoła. Damon podszedł do ściany i zaklął pod nosem. Przepiękne oczy wpatrywały się prosto w niego. Na tym obrazie Nina wyglądała jeszcze piękniej.
~~
  Zayn zaśmiał się pod nosem widząc jak słabych ma przeciwników. Nikt nie miał z nim szans. Powoli zbliżał się do ostatniego okrążenia. Narkotyki wciąż przewodniczyły jego czynami. W kieszeni telefon chłopaka dzwonił po raz kolejny. Teraz liczyło się tylko zwycięstwo. Chciał pokazać wszystkim, że to on jest królem wyścigów.
  Zgodnie z oczekiwaniami na metę dojechał jako pierwszy. Czekał tam na niego już James, zapewne z nową działką amfetaminy. Malik wysiadł z auta i przyjął gratulacje od płci męskiej. Kilka kobiet otoczyło go chcąc się przypodobać. Zayn jednak wybrał tylko jedną z nich. Prawiła mu komplementy jak nikt inny.
  Nie kontrolował swoich czynów. Wiedział, że jutro niczego nie będzie pamiętać dlatego wepchnął swój język do przygotowanej na to piękności o niebieskich włosach. Nie całowała tak delikatnie jak Perrie, ale brunetowi w tej chwili było wszystko jedno. Ich języki złączyły się w dziki i seksowny taniec. Po zachowaniu dziewczyny było widać, że czeka na coś więcej. Malik uśmiechnął się wciąż ją całując kiedy ta zaczynała rozpinać jego koszulę. Nie obchodziło go czy ktokolwiek patrzy na to co robią.
  -Hej stary, to moja dziewczyna!- ktoś warknął za plecami Malika.
  Para była tak bardzo pogrążona w całowaniu, że zignorowała słowa. Mężczyzna odepchnął niebiesko-głową. Ta upadła, jednak żaden z nich się tym nie przejął. Zdenerwowany blondyn wymierzył cios prosto w twarz Zayna. Jego głowa odleciała na bok, jednak kiedy się zebrał oddał mu ze zdwojoną siłą. Był pod wpływem tak mocnych środków, że po chwili zaczęła się prawdziwa bójka. Raz górował Malik a zaraz jego przeciwnik.
  Mulat zdarł sobie skórę z knykci, krew lała się z różnych części ciała. Żaden z nich  się nie poddał. Wokół nich tłum zaczął wiwatować. Zayn usiadł okrakiem na słabnącym przeciwniku. Widząc jak się poddaje wcale nie przestał go bić.
  Dopiero po chwili poczuł, że ktoś go odciąga. Początkowo zaparł się o ziemię. Jamsowi jednak udało się zaciągnąć Malika do auta. Wepchnął go na miejsce pasażera sam wsiadając za kierownicę. Odjechali w ciszy kilka przecznic.
  -Co jest z tobą nie tak?- warknął James.
  Zayn wściekłym wzrokiem spojrzał na przyjaciela. W walce nie tylko ucierpiały jego knykcie. Miał rozbity łuk brwiowy, ogromną ranę na piersi, z której wciąż sączyła się krew.
  -Nikt nie będzie mi podskakiwał.- odpowiedział mulat.
  -Zobacz jak ty wyglądasz. Żadna dziwka nie jest tego warta. Zapominasz o naszych zasadach.- powiedział James odpalając papierosa.
~~
  Perrie dwa razy obeszła cały klub. Wydawałoby się, że trudno jest odnaleźć kogokolwiek w tłumie jednak ona wiedziała, że Zayna tu po prostu nie ma. Była wściekła ale i smutna. Czyny chłopaka doprowadzały ją do cierpień.
  -Miarka się przebrała.- szepnęła sama do siebie.
  Udało jej się uciec od rozgadanych kolegów. Wyszła z tego przeklętego miejsca. Była gwieździsta noc, idealna na romantyczny spacer. Ze łzami w oczach złapała pierwszą nadjeżdżającą taksówkę. Podała adres ich wspólnego domu kierowcy i w ciszy wpatrywała się w mijające budynki.
  Zapłaciła starszemu panu po czym weszła do domu. Od razu udała się do sypialni, w której znalazła walizkę. Pakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Na kilka dni zamierzała wyprowadzić się do jakiegoś hotelu. Chciała przemyśleć czy jest sens tkwić w takim związku. Na początku myślała, że Zaynowi coś się stało. Jednak kiedy jego telefon odebrał James wiedziała, że chłopak zmył się z klubu. Nie rozumiała co nim kierowało. Przecież to on chciał iść na imprezę.
  Ze łzami w oczach wyszła z domu. Bez pożegnania wsiadła do samochodu i odjechała. Nie wiedziała gdzie się zatrzyma, ale pieniędzy miała na kilka nocy. Jednego była pewna, to koniec.
~~
  Damon od kilkunastu minut wpatrywał się w oba obrazy. Trzymał je w swoim mieszkaniu, teraz były dla niego największym skarbem. Opróżnił szklankę z Bourbonem i wyszedł z mieszkania.
   Pojechał w miejsce, w którym od dawna nie był. Zrobiło mu się głupio, że jej nie odwiedzał. Chciał zapomnieć ale wciąż nie potrafił.
  Pod cmentarzem kupił symboliczną czerwoną różę. W ciszy szedł porozmawiać z ukochaną. Usiadł na ławce a twarz schował w dłonie.
  -Dlaczego to przede mną ukryłaś? Co ja teraz mam zrobić?- szepnął.
  Położył kwiat obok zniczy, które przynosiła Perrie. Pustym wzrokiem wpatrywał się w napis na grobie.
  -Bóg miał dla niej inne zadanie.- zacytował dopisek na samym dole.
  Zrobiłby wszystko aby teraz była z nim. Z oka poleciała mu łza.
  -Wierzę, że i ona gdzieś tak bardzo tęskni za tobą.- delikatny kobiecy głos wdarł się do uszu Damona.
  Zdezorientowany podniósł wzrok. Ujrzał kobietę średniego wzrostu. Włosy miała w kolorze ciemnego blondu, wpatrywała się prosto w Damona.
  -Kim jesteś?- zapytał.
  - Mam na imię Valerie. Przyszłam cię ostrzec. Lily planuje przywrócenie swojego ukochanego z zaświatów. Ty i Zayn bądźcie czujni.- odpowiedziała kobieta.
  -O czym ty mówisz?- był cholernie zdezorientowany.
  -Jest mi przykro, że z mojego powodu Nina umarła. Nie chciałam żeby Lily przywróciła mnie do życia.
  -Więc jesteś jedną z tych potężnych czarownic?- ożywił się Salvatore.
  -Nie nazwałabym tego tak. Nie jestem aż tak świetna ale dobrze kojarzysz. Musisz uporać się ze śmiercią ukochanej bo twoja matka wykorzysta słabości. Pogódź się z tym, że Nina nie żyje i zacznij żyć przyszłością. Muszę już iść zanim zauważą, że zniknęłam. Jeszcze się spotkamy.- odparła po czym odwróciła się.
  Damon chciał złapać Valerie, porozmawiać z nią. Ona jednak zniknęła, rozpłynęła się a wszystko wyglądało tak jakby wcale jej tu nie było. Brunet spojrzał na grób dawnej ukochanej. Chciał rozwiązać sprawę obrazów jednak Valerie miała rację. Musiał zapomnieć o tym podłym uczuciu jakim jest miłość i wymyślić zemstę na dwóch największych wrogach. Dopiero teraz wszystko zrozumiał.
  -Czas zamknąć ten rozdział z życia. Żegnaj Nino.- szepnął po czym udał się w kierunku wyjścia.
  Cieszył się, że znów będzie tym bezdusznym mężczyzną.
~~
  Tylko mrok. Widziała go przez cały czas. Delikatnie poruszyła powiekami, coś paliło ją prosto w oczy. Słońce? Ogień? Śmierć? Była cała we krwi. Podniosła się. Wszędzie pusto. Ktoś kiedyś powiedział, że tutaj jest pięknie. Widać tylko to o czym marzysz. Chwiejnymi nogami oparła się o drzwi.
  -Gdzie ja jestem?- szepnęła.
~~~~
Witajcie!
Ten rozdział chyba mi wyszedł, dużo się dzieje a to dla mnie najważniejsze.
Mamy nową postać- Valerie. Jej wygląd od dawna jest w bohaterach. Zdradzę wam, że to dobra postać, mimo wszystko :)
Karo <3