Valerie
głośno westchnęła wchodząc na podwórko domu, w którym tymczasowo mieszkała.
Udało jej się znów wymknąć bez wiedzy ukochanej. Źle czuła się z tym, że
okłamywała Norę. Nie chciała aby jej największy wróg, osoba którą gardziła od
dawna wrócił do życia. Nie potrafiła wyobrazić sobie jakie cierpienie
przyniesie za sobą Silas. Niestety Nora, podobnie jak Lily ślepo robią wszystko
aby wskrzesić czarownika nie patrząc na to kogo ranią. Są jak roboty, które
spełnią się dopiero wtedy gdy ujrzą żywego Silasa.
Usiadła w
salonie chcąc zebrać myśli. Była czarownicą, dość potężną jak na lata, w
których się urodziła. Od powrotu do świata żywych nie potrafiła poradzić sobie
ze swoim związkiem. Norę i Valerie oddalały ciągłe kłótnie. Brunetka zawsze
ślepo stawała za Lily. Wzdrygnęła się zdając sobie sprawę jak brutalnym kosztem
znalazła się wśród żywych. Owszem sabat obiecał, że jeszcze ułoży swoje sprawy
na ziemi. Nikt nie poinformował jej przed śmiercią, że aby mogła wrócić ktoś
umrze. Dlatego planowała zaprzyjaźnić się z Damonem. Chciała w ten sposób
pokazać mu jak jest jej przykro z powodu straty ukochanej. Zdawała sobie
sprawę, że to Nina powinna stać przed nim w barze, nie ona. Gdyby tylko
wiedziała jak przywrócić brunetkę do życia, zrobiłaby to bez wątpienia. Nawet
kosztem życia swojego i Nory.
Telefon
dziewczyny zabrzmiał zwiastując nową wiadomość. Wyciągnęła go z kieszeni.
Zmarszczyła brwi widząc jej treść.
S.O.S- napisał Damon.
Valerie
wstała z kanapy zastanawiając się co się wydarzyło. Nie zwlekając długo ubrała
kurtkę po czym skierowała się do wyjścia. Zamierzała pojechać do mieszkania
bruneta i dowiedzieć się co takiego się stało.
-Wybierasz
się dokądś?- zapytał głos wprost za nią.
Zaklęła pod
nosem po czym powoli się odwróciła.
-Klaus.-
szepnęła widząc ten podły uśmieszek.
~~
Damon Salvatore
od kilkunastu minut wpatrywał się w wierszyk próbując jakkolwiek go
rozszyfrować. Niestety, nic z niego nie rozumiał co denerwowało go jeszcze
bardziej. Wyjął telefon po czym pośpiesznie napisał smsa do Valerie.
Stwierdził, że skoro była czarownicą jeszcze urodzoną tak dawno to musi coś o
tym wiedzieć.
W
oczekiwaniu na blondynkę wyjął cygaro z szuflady. Nalał sobie do szklanki
bursztynowy płyn po czym rozkoszował się relaksem. Próbował chociaż na chwilę
odgonić od siebie myśli o wierszyku, matce i przede wszystkim Ninie.
Zadzwonił
telefon bruneta a ten tylko zaklął pod nosem. Nie dana mu była chwila spokoju.
-Salvatore.-
rzucił oschle do iphone’a.
-Dobrze się
dodzwoniłam.. Czy jest pan bratem Zayna Malika? Bo takie informacje udało mi
się ustalić.- odezwała się kobieta.
-Tak. Niech
mi pani powie lepiej o co chodzi.- powiedział od niechcenia.
-Dzwonię ze
szpitala. Pański brat miał poważny wypadek.- odpowiedziała łamiącym się głosem.
-Zaraz będę.
Zgasił
cygaro po czym rzucił gdzieś szklankę. Pierwszy raz od dawna o kogoś tak się
bał. Nie chciał kolejnego trupa wśród swoich bliskich.
~~
Ninę zbudziły promienie słońca
usilnie próbujące dostać się do sypialni. Przeciągnęła się po czym zauważyła
swój pierścień. Wczoraj podarował jej go Elijah twierdząc, że dzięki niemu nie
spłonie na słońcu. Brunetka jednak bez niego radziła sobie bardzo dobrze, w
przeciwieństwie do rodzeństwa. Wstała z łóżka z nadzieją odnalezienia
mężczyzny. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego tak dobrze czuła się przy nim. To
nie była miłość jak w przypadku Damona. Ninę fascynowała historia długiego
życia Elijaha, jego przemiana w wampira oraz jak wraz z siostrą znaleźli się w
tym piekle. Pragnęła odkryć wszystkie tajemnice wampira. Chciała być tą, którą
będzie przytulał, szeptał czułe słowa. Skoro nigdy więcej miała nie zobaczyć
Damona nie chciała cierpieć w samotności.
Znalazła najstarszego z Mikaelsonów
siedzącego przy kominku w salonie. Czytał książkę wyglądając przy tym
nieziemsko. Wiedziała, że brunet czuje jej zapach w pobliżu i zaraz oderwie się
od lektury. Weszła do pokoju stawiając cicho stopy aby nie pojawiła się tu
także Rebekah.
-Myślałam, że mężczyźni nie sięgają
po Wichrowe Wzgórza. – odezwała się dostrzegając jego lekturę.
-Mam tyle lat, że granica, która
określa co jest męskie a co damskie zaczyna się zacierać.- odparł odkładając
książkę.
-Elijah, myślisz, że kiedyś się stąd
wydostaniemy?- zapytała siadając obok niego.
-Ja i Rebekah jesteśmy tutaj tak
długo a mimo to nie straciliśmy nadziei. Szczególnie moja siostra usiłuje
znaleźć jakieś połączenie z prawdziwym światem.- odpowiedział podając jej worek
z krwią.
-Dlaczego nigdy przy mnie nie pijesz
krwi?- zapytała zaintrygowana.
-Słyszałaś kiedyś o Masajach? Nigdy
nie spożywają posiłków przy kobietach. To ich stalowa zasada.- odparł
uśmiechając się.
-Nie jesteś Masajem. Oni są czarni.-
mruknęła upijając krew z woreczka.
-Ale mam zasady.
Delikatnie dotknął wierzchem dłoni
jej policzek. Nie przestał nawet wtedy, gdy dziewczyna zaczęła się rumienić.
Było w niej coś, co nie pozwoliło mu odpuścić. Nina tak bardzo i z wyglądu i z
charakteru przypominała jego wielką miłość. Być może dlatego miał do niej tak
ogromną słabość. Otarł kciukiem jej brudną od krwi wargę po czym sam oblizał
palec. Brunetka spojrzała w jego oczy a potem przeniosła wzrok na usta.
Zbliżyła się do niego a on mimo tego, iż wiedział, że to niewłaściwe nie
odepchnął jej. Ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Nina przyciągnęła
go do siebie wplątując palce w jego włosy. Elijah złapał ją w talii pogłębiając
pocałunek.
Po chwili jednak brunetka wpadła w
ramiona mężczyzny jak piórko. Była cała zwiotczała. Dopiero widok siostry
siedzącej na miejscu Dobrev dał mu do myślenia. Przyłapała ich i złamała jej
kark.
~~
Damon
błądził po szpitalu usiłując znaleźć Zayna. Gardził nim w myślach za to jaką
głupotę zrobił ale i bardzo bał się o brata. Na nieszczęście jedna z
pielęgniarek wskazała mu drogę na OIOM. Wpadł na oddział nie zwracając uwagi na
prośby lekarzy. Zobaczył Malika z mnóstwem krwiaków i zadrapań oraz ogromną
raną na brzuchu. Damon szybko połączył fakty, brat musiał być świeżo po jakiejś
operacji.
-Przepraszam,
pan Salvatore?- odezwał się głos za nim.
Damon w
odpowiedzi pokiwał głową. Widok nieprzytomnego brata nie był powodem do dumy.
-Niech mi
lekarz powie co mu się stało i dlaczego.- rzucił szybko kiedy znaleźli się w
gabinecie ordynatora.
-Cóż, pan
Malik jechał swoim samochodem zbyt szybko w centrum miasta. Z tego co odkryła
policja brał udział w ulicznym wyścigu. Miał prawie 3 promile alkoholu we krwi.
Stwierdziliśmy także obecność amfetaminy. Ze strony politycznej nie wygląda to
dobrze.- opowiedział lekarz.
-Jakie
krzywdy wyrządził sobie przy wypadku?- zapytał brunet obawiając się słów
mężczyzny.
-Pan Malik
za późno wstąpił w manewr zakrętu co spowodowało koziołkowaniem auta a
późniejszym zapaleniem pojazdu. W wyniku tego pański brat odniósł masę
zadrapań, krwiaków i na pewno siniaków. Najważniejszą raną jest jednak ta,
którą zadały mu odłamki szkła z przedniej szyby. Dostały się one do narządów
wewnętrznych poważnie je raniąc. Dodatkowo pacjent ma w kilku miejscach
poparzenia.
Damon
przetarł twarz słysząc to wszystko. Skarcił sam siebie za to, że nie zajął się
załamanym bratem. Powinien pilnować go po tym jak Perrie odeszła. On i
dziewczyna byli winni tego, że leżał teraz w szpitalu.
-Czy on
wyjdzie z tego?- zapytał łamiącym się głosem.
-Jego stan
wciąż jest bardzo poważny.- głos lekarza był bardzo smutny.
Salvatore
krążył po korytarzu nie wiedząc co z sobą zrobić. Czyjś głos przypomniał mu, że
znajduje się w szpitalu.
Valerie
stała przed nim obserwując jak mizernie wyglądał. Nie wiedziała co powinna
powiedzieć. Przytuliła bruneta do siebie chcąc dodać mu otuchy. O dziwo ten nie
odepchnął dziewczyny tylko bliżej ją przyciągnął. Z jego oka poleciała
niewielka łza, którą od razu otarł. Nie chciał aby Valerie zobaczyła jego słabość.
-Co jeśli on
nie przeżyje?- szepnął Damon.
Dziewczyna
rozejrzała się wokół chcąc sprawdzić czy nie ma nikogo z personelu. Pewnym
krokiem weszła na salę gdzie leżał Zayn. Złapała w dłonie jego bezwładną rękę.
Salvatore
obserwował jak blondynka wypowiada pod nosem jakieś słowa. Jej oczy przybrały
kolor turkusu. Kiedy skończyła potarła wierzchem dłoni policzek Malika po czym
z niewinnym uśmiechem opuściła pomieszczenie. Podeszła do bruneta nic nie
mówiąc.
-Co
zrobiłaś?- zapytał zaskoczony.
-Zapominasz,
że jestem czarownicą. Myślę, że wkrótce powinno mu się znacznie poprawić.-
uśmiechnęła się widząc radość w oczach Damona.
Nigdy nie
przypuszczała, że złapał z młodszym bratem taką więź. Nie wiedzieli o swoim
istnieniu większość życia ale mimo tego próbowali zachowywać się normalnie.
Valerie cieszyła się, że chociaż w taki sposób może odpokutować straty Damona.
-Dziękuję.-
mruknął ponownie przytulając ją do siebie.
~~
Północna Wirginia, 1920
rok
Młoda
wampirzyca adorowała wszystkich mężczyzn siedzących wokół. Każdy, czy biedny
czy bogaty chciał aby to właśnie jego wybrała piękna dziewczyna. Ona jednak
przyszła do baru aby się zabawić. Ubrana w zwiewną, kremową sukienkę i buty pod
ten sam kolor wzbudzała zazdrość pozostałych panienek. Piękne, blond włosy
upięte w luźny kok a do tego opaska wysadzana klejnotami od Tiffany’ego dodawały
jej uroku. Muzyka jazz rozbrzmiewała na cały lokal pozwalając pijanym
mężczyznom tańczyć na środku parkietu. Blondynka położyła monetę na barze
zamawiając gin z tonikiem. Uśmiechnęła się do mężczyzny siedzącego obok po czym
zniknęła w tłumie. Swoim wampirzym słuchem szybko wyłapała obecność jeszcze
jakiegoś wampira w lokalu. Zaintrygowana postanowiła go odnaleźć. Intuicja
poniosła ją w kierunku loży dla bogatych klientów. Nie myliła się. Przy jednej
z nich dostrzegła blondyna subtelnie upijającego krew z nadgarstka jednej z
panienek.
-Mogę się
dosiąść?- zapytała słodko wiedząc co działa na facetów.
Oderwał się od
ofiary po czym przesunął się.
-Napij się.-
powiedział cicho po czym podał jej drugi nadgarstek.
Wampirzyca
chwilę zastanawiała się czy powinna skorzystać z propozycji mężczyzny. Pokusa
krwi w ostateczności wygrała. Obnażyła swoje kły zatapiając je w żyle
niewzruszonej dziewczyny. Wampir siedzący obok musiał wcześniej zahipnotyzować
ofiarę.
-Siostrzyczko,
cieszę się, że poznałaś już Luke’a.- usłyszała za sobą głos, który tak dobrze
znała.
Oderwała się
od dziewczyny widząc Niklausa ubranego w czarny smoking z zaczesanymi włosami
do tyłu. Gdyby go nie znała, pomyślałaby, że jest całkiem niezły. Złapał
zaskoczoną wampirzycę za nadgarstek po czym bez słowa poprowadził do tylnego
wyjścia.
-Opowiedz mi
złociutka jak mija ci życie.- odezwał się zapalając papierosa.
Blondynka
rozejrzała się wokół zdając sobie sprawę, że jest w pułapce. Jedyne wyjście
zastawiał właśnie starszy brat.
-Nik, minęły
dwa lata. Naprawdę chcesz rozmawiać o tym w takim miejscu?.- zapytała
spoglądając na niego.
-Naprawdę to
już dwa lata odkąd nie ma z nami Elijaha?- zaciągnął się papierosem.
Imię jej
ukochanego brata było jak gwóźdź do trumny. Dziewczynę oblała fala gniewu pomieszanego
ze smutkiem. Tęskniła za nim tak mocno, że od lat nie potrafiła poradzić sobie
z życiem.
-Wciąż mam
do ciebie żal o to, że odeszłaś, słońce.- rzucił Klaus po czym zgasił papierosa
butem.
Z oczu
blondynki poleciały łzy.
-Niklausie,
to koniec. Nigdy więcej nie chcę cię widzieć.- szepnęła po czym odwróciła się w
kierunku drzwi do baru.
Nie zdążyła
jednak wejść do środka. Poczuła przeszywający ból w każdej części ciała.
Wewnątrz dziewczyna obumierała. Osunęła się na ziemię z kołkiem z białego dębu
prosto w sercu.
-Byłaś tak
samo niewdzięczna jak Elijah. Nie zasługujesz tylko na śmierć. Udanego życia w
piekle, Rebekah.- mruknął Klaus.
~~
Damon
postanowił zabrać Valerie do pobliskiego baru aby w spokoju porozmawiać z nią
na temat wierszyka. Musiał jak najszybciej znać jego sens. Zamówił po szklance
bourbonu na głowę po czym zajął miejsce przy najdalej osadzonym stoliku. Nie
chciał aby ktokolwiek słyszał ich rozmowę.
-Powiesz mi
w końcu o co chodzi?- zapytała poirytowana Tulle.
Salvatore
bez słowa położył na stoliku karteczkę z wierszykiem. Dziewczyna sięgnęła po
nią lustrując wzrokiem słowa. Zaskoczona spojrzała na bruneta.
-Skąd to
masz?
-Można
powiedzieć, że dostałem to od Klausa. Muszę wiedzieć o co w nim chodzi.-
odpowiedział upijając trochę alkoholu.
-Sama nie
jestem pewna co chciał ci przekazać. Pismo na pewno nie należy do Mikaelsona.
Kołek z białego dębu wysyła wampiry od razu do piekła. Kiedyś tak pozbywałam
się krwiopijców. – mruknęła po czym znów zaczęła czytać wierszyk.
Obco bije gdzieś duchów
godzina
Krwawe wino sączy ze
dzbana dziewczyna
Siedzi kruk wspaniały
jakby czarny piekieł stróż
A księżyc w pełni
straszy już
Na biały dąb szuka
cieni
A z nim krzyż na zawsze
spleceni.
-Nigdy nie
dowiemy się co autor miał na myśli.- powiedział Damon zrezygnowanym głosem.
-O mój
Boże..- szepnęła dziewczyna kiedy połączyła ze sobą tak oczywiste fakty.-
Pierwsza litera każdego wersu układa się w imię.
-Jakie?-
zapytał brunet patrząc wyczekująco na towarzyszkę.
-Oksana to
jedna z najgroźniejszych łowców wampirów na świecie.- szepnęła Valerie jednak
na tyle głośno by zaskoczony Salvatore usłyszał.
~~
Elijah ułożył wciąż nieżywą Ninę na
kanapie po czym przykrył ją kocem. Odwrócił się i spojrzał na poirytowaną
siostrę stojącą niedaleko. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Za nim ruszyła
blondynka. Widać było, że bez rozmowy się nie obejdzie.
-Elijah, zatrzymaj się. Jak mogłeś ją
pocałować?- rzuciła łamiącym się głosem.
-Nie mogłem się powstrzymać. Jest w
niej coś intrygującego.
Rebekah cofnęła się nie potrafiąc
nawet spojrzeć na brata. Złamał obietnicę. Twierdził, że zawsze będzie przy
niej, nigdy się nie rozdzielą. Mieli uratować się z tego piekła we dwójkę.
Dziewczyna była pewna, że teraz brat chce zabrać ze sobą także Ninę, której
wampirzyca szczerze nie lubiła.
-Zapomniałeś już jak okrutna jest
miłość?- warknęła pozwalając aby łzy popłynęły po jej policzkach.
Starszy brat chciał je otrzeć jednak ona odskoczyła jak poparzona.
-Rebekah, wiesz o tym, że jesteś
najważniejsza.- szepnął zrezygnowanym głosem.
-Poświęciłam wszystko dla rodziny.
Dla ciebie znalazłam się tutaj. Teraz wszystko się zmieniło. Twoja Nina
pożałuje, że mnie poznała.- rzuciła po czym w wampirzym tempie zniknęła z domu
zostawiając bruneta bijącego się z myślami.
~~
Damon
Salvatore wszedł do swojego mieszkania po nadzwyczaj męczącym dniu. Valerie,
obiecała mu, że dowie się gdzie szukać tej całej Oksany. Wtedy razem wyruszą.
Mężczyzna był pewny, że wierszyk do czegoś ich zaprowadzi.
Zdziwił się
widząc w kuchni siedzącą na blacie Jade. Dopiero wzrok jej gniewnych oczu
przypomniał mu o randce jaką jej obiecał. Nie chcąc pokazać po sobie
jakiejkolwiek słabości po wydarzeniach dnia dzisiejszego uśmiechnął się.
Podszedł do niej i złożył delikatny pocałunek na jej czole.
-Dlaczego
znowu o mnie zapomniałeś?- zapytała smutnym głosem.
-To nie tak,
złotko. Po prostu dużo się wydarzyło.- odpowiedział wymijająco.
Westchnął
widząc jak z oczu dziewczyny polecały łzy. Nie chciał żadnej kłótni.
-Damonie,
może pojedziemy na wakacje? Odpoczniemy i poukładamy swoje sprawy.- odezwała
się dopiero po chwili.
Salvatore
zdziwił się propozycją brunetki. Przecież nic tak poważnego ich nie łączyło. Na
wakacje zabierał swoje dziewczyny a Jade była tylko kochanką.
-Nie
śpieszysz się z tym wszystkim?- mruknął odsuwając się od niej.
-Możemy mieć
wspaniałe życie. Robić rzeczy, na które nie mogą pozwolić sobie inne związki.
Będziemy podróżować, zwiedzać a przy tym świetnie się bawić. My już należymy do
siebie.- słowa wypływały z jej ust jak szalone.
-Oh, Jade..-
westchnął mężczyzna.
-Słucham
Damonie.- uśmiechnęła się po czym stanęła z nim twarzą w twarz.
-Idź do
diabła.- warknął poirytowany.
Wyminął
zaskoczoną dziewczynę i skierował się do drzwi. Chciał zasugerować jej, że to
koniec ich romansu.
Jade musiała
zebrać w sobie wszystkie siły. Bała się powiedzieć Damonowi prawdę. Nie chciała
nawet myśleć o tym jak mężczyzna zareaguje. Wiedziała, że nie może jej tak
wyrzucić. Nie zrobi tego kiedy powie mu prawdę. Była tego pewna.
-Jestem w
ciąży.
~~~~
Nawet mnie jako autorkę tego opowiadania zdziwiło wyznanie Jade...
Postać Valerie zaczęła się rozkręcać więc.. Vamon górą
Szkoda mi Zayna ale wiadomo, należało mu się.
Po raz pierwszy pojawiła się jakaś scena z przeszłości i myślę, że będę umieszczać ich więcej
Wracając do wierszyka.. W tym rozdziale wyjaśniłam wam o co chodzi z białym dębem (bo mam nadzieję, że wyczytaliście to dobrze) no i umieściłam go ponownie abyście mogli dojrzeć to imię i rzeczywiście no jest Oksana, więcej w kolejnym rozdziale.
Mogę was zapewnić, że rozdział.10 będzie przepełniony akcją.. dużo czarów, krzyków, płaczu a nawet rozstanie.
Jeszcze raz gratuluję Karolinie za wspaniałą, trochę różną od rzeczywistości interpretację mojego wierszyka.
W kolejnym rozdziale wszystko będzie już jasne.
Karo <3