Perrie nie wiedziała jak powinna się zachować. Krzyczeć? Płakać?
Uciekać? Zamiast tego wszystkiego stała jak sparaliżowana przed dziewczyną,
która przecież nie żyła. Zakręciło jej się w głowie. Widziała ciało i pogrzeb
Niny. Podniosła powoli wzrok mając nadzieję, że to tylko halucynacja. Niestety
kobieta stała w tym samym miejscu wpatrując się w niewinną blondynkę z
zadziornym uśmiechem.
-Jak to możliwe, że żyjesz?- wydukała z siebie przecierając oczy.
-Właściwie to masz rację. Rzeczywiście nie żyję.- odpowiedziała
zbliżając się do przerażonej Perrie.
Dziewczyna cofnęła się coraz bardziej obawiając się swojego gościa.
Odwróciła się i pędem pobiegła do pierwszego pomieszczenia by tylko nie patrzeć
na brunetkę. Ciężko dysząc zamknęła drzwi na klucz. Rozejrzała się po pokoju
szukając drogi ucieczki. W przeciwległym kącie mignęły czerwone oczy. Krzyknęła
przerażona a przed nią znów znalazła się Nina. Łzy popłynęły po twarzy Edwards
kiedy zdała sobie sprawę, że jest na przegranej pozycji.
-Czeka nas mała podróż, kochana.- szepnęła.
Otworzyła usta, jednak nie po to aby wypowiedzieć kolejne słowa.
Obnażyła przed przerażoną dziewczyną swoje bielutkie kły. Uśmiechnęła się
zwycięsko po czym zanurzyła je w tętnicy blondynki. Ta chciała krzyknąć, wyrwać
się. Była przygwożdżona do drzwi a z każdą sekundą widok rozmazywał się. Wampirzyca rozkoszowała się krwią swojej pierwszej ofiary na prawdziwym
świecie. Widząc jak życie powoli uchodzi z Perrie niechętnie oderwała się od
niej. Podała jej własną czerwoną ciecz i zabrała ją do auta. Blondynka jeszcze
chwilę przyglądała się wszystkiemu by po chwili stracić przytomność.
~~
Damon prowadził samochód nie potrafiąc skupić się na drodze. Na tylnym
siedzeniu wiózł swoją nieprzytomną przyjaciółkę. Znów śmierć go dopadła. Tak
bardzo obawiał się, że straci Valerie. Nie znali się długo, nie była takim
przyjacielem jak Enzo. Przy niej czuł się jednak dobrze, zapominał o
problemach, których miał od groma. Z blondynką potrafił szczerze porozmawiać
nie tylko przy alkoholu. Czuł radość kiedy mógł jej doradzić, był wdzięczny gdy
to samo dostawał od Valerie. Głęboko w sobie planował ich wspólną przyszłość.
Nie chciał opuścić takiej cudownej przyjaciółki. Kiedy usłyszał, że sabat nie
da jej kolejnej szansy w przypadku śmierci postanowił za wszelką cenę bronić
blondynkę. Obiecał, że nie opuści i nie zwątpi w ich przyjaźń. Czuł napływającą
falę łez. Nie chciał płakać, nie przy Oksanie. Nie mógł jednak powstrzymać poczucia
pustki jakie pojawiło się z chwilą gdy zobaczył nieprzytomną Tulle. Nie dbał o
to, że na siedzeniu obok siedzi Zayn. Nie obchodziło go, że brat pierwszy raz
zobaczy łzy na jego twarzy. Każdego kiedyś pogrąży strach i smutek. Jak źle
musiał czuć się Damon by teraz być w takim stanie? Jak ogromny musiał być
strach przed utratą bliskiej osoby by doprowadzić dorosłego mężczyznę do
załamania?
-Jestem prawie pewna, że wasza mama i jej czarownicy do tego
doprowadzili.- grobową ciszę przerwała Oksana.
Salvatore nawet na nią nie spojrzał. Nie potrafił sklecić
jakiegokolwiek zdania. Próbował być przy tym wszystkim silny mimo tego, że jego
psychika kompletnie wysiadała.
-Zawiozę ją do mojego domu. Muszę porozmawiać z Lily.- szepnął brunet
nie potrafiąc już powstrzymywać tej pierwszej łzy.
-Chcesz pójść tam sam?- do rozmowy włączył się Malik.
-Nie rozumiesz, że wszyscy przeze mnie cierpią? Zaangażowałem w moje
problemy Ninę, a teraz ona nie żyje. Valerie leży nieprzytomna bo próbowała mi
pomóc. Nie chcę by jeszcze tobie coś się stało.- jęknął Damon wjeżdżając na
parking apartamentowca.
Bez słowa wysiadł z auta i bardzo ostrożnie wziął przyjaciółkę na ręce.
Otarł włosy z jej twarzy smutno się w nią wpatrując. Wiedział, że nie zasłużyła
sobie na to co ją spotkało. Tak bardzo chciał jej wszystko wynagrodzić.
Będąc w mieszkaniu zaniósł ją prosto do swojej sypialni. Pozbawił
blondynkę butów i kurtki. Położył nieprzytomną dziewczynę do łóżka i podszedł
do szafy w poszukiwaniu wygodnego stroju dla niej. Wziął swoją starą koszulkę i
kiedy chciał ją rozebrać w pokoju pojawiła się Oksana.
-Poczekaj, zajmę się tym. Idź do brata.- Damon pokiwał głową po czym
wyszedł.
Chwiejnym krokiem ruszył do kuchni czując jak mocno potrzebuje napić
się alkoholu. Nalał sobie do szklanki bourbonu nie słysząc kiedy w
pomieszczeniu pojawił się Zayn.
-Wiem, że to nie przekona cię za bardzo ale uwierz, że jeszcze będzie
dobrze, jeszcze będzie normalnie.- odezwał się Mulat.
-Masz rację, wcale mnie to nie przekonuje. Nie jestem gotowy by się z
nią pożegnać.- rzucił smutno starszy z braci.
-Valerie przeżyje.
-Po prostu daj sobie spokój Zayn. Zajmij się szukaniem Perrie albo
chodzeniem do klubów. Jesteś młody, ciesz się życiem.- odparł wypijając
bursztynowy trunek.
Wyszedł z kuchni po drodze spoglądając tylko na nieprzytomną Tulle.
Wyglądała tak niewinnie leżąc w jego łóżku. Westchnął cicho po czym opuścił
mieszkanie.
~~
Klaus z oddali spoglądał na Seattle. Miasto o tej porze roku wyglądało
przepięknie. Z uśmiechem na ustach wyłapywał zabieganych, załamanych i
nieszczęśliwych ludzi. Cieszył się, że na wszystko ma czas. Nigdy nie musiał
biec w pocie czoła do pracy. Nie przejmował się, że nie starczy mu pieniędzy.
Zawsze miał ich mnóstwo. Nie szarpał swoich nerwów przy dzieciach tak jak
robili to zwykli śmiertelnicy. Nigdy nie czuł się zagrożony, nie obawiał się
śmierci. Był dumny z tego, że jest najpotężniejszą istotą na świecie. Rozkoszował
się spokojem w miejscu, gdzie żaden człowiek nie mógłby przyjść. Usłyszał tylko
kroki młodszej siostry na co przewrócił oczami. Właśnie dlatego umieścił ją w
piekle. Miał dość tego, jak na siłę próbowała zmienić jego naturę.
-Nie sądziłam, że znajdę cię w tak romantycznym miejscu, bracie.-
odezwała się zajmując miejsce obok niego.
-Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś usłyszę twój głos, Rebekah. Umyślnie
umieściłem cię w tym piekle.- odezwał się niewzruszony.
-Zauważyłam przez te kilka dni, że ludzie w tych czasach bardzo chcą
być postrzegani jako ci, którymi w rzeczywistości nie są. Tak samo jest z tobą,
Nik. Wydaje ci się, że jak pokażesz kły i pazury to rodzina się przestraszy?
Zgrywasz kogoś kim nie jesteś. Nigdy nie byłeś typem mściciela i zabójcy, nawet
jako wampir. Nie rozumiem więc dlaczego chcesz aby tak cię postrzegano. Nie
rozumiem dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz, że nawet gdy ja odłożyłam swoją
zemstę na bok, ty nadal udajesz.
-Trzeba coś kochać, żeby to znienawidzić, Rebekah.
Wampir nie chciał dłużej rozmawiać z siostrą. Wiedział, że próbuje
obudzić w nim poczucie winy. Blondynka była jedną z niewielu osób, które znały
go tysiąc lat temu, przed przemianą. Nie chciał pokazać znów tej słabej strony.
Nie zamierzał mówić jej dokąd się wybiera. Wiedział bowiem, że i tak siostra
podąży za nim.
~~
Nina pochwaliła samą siebie za tak szybkie dotarcie do Seattle. Nareszcie
mogła przekraczać dozwoloną prędkość nie martwiąc się o konsekwencje. W razie
wypadku nic by jej się przecież nie stało. Bycie nieśmiertelnym brzmiało dla
brunetki tak ekscytująco, zamierzała wykorzystać wieczność. Nie chciała tracić
czasu na niepotrzebne, ludzkie sprawy. Jedyną osobą, której jej brakowało był
Elijah. Dziewczyna coraz bardziej obawiała się, że został w piekle. Sama
zastanawiała się jak udało jej się wydostać. Wiedziała, że Rebekah także jest
na wolności. Miała plan- znaleźć Elijaha i uciec z nim jak najdalej od tego okrutnego
miejsca.
Zobaczyła, że Perrie leżąca na tylnych siedzeniach powoli wraca do
rzeczywistości. Na szczęście do celu nie było już daleko. Brunetka westchnęła
parkując pod mieszkaniem Damona. Czuła się nieswojo z myślą, że mogą się
zobaczyć. Nie chciała darzyć go żadnym uczuciem jak przed staniem się wampirem.
Pomogła wydostać się śmiertelniczce z auta. Spojrzała w niebieskie tęczówki
chcąc zawładnąć jej umysłem.
-Pójdziesz do mieszkania Damona. Tam najprawdopodobniej jest Zayn.
Porozmawiasz z nim i będziesz słuchać go do momentu aż sobie wybaczycie.-
odezwała się hipnotyzując Edwards. Dziewczyna posłusznie pokiwała głową po czym ruszyła do windy. Dobrev
uśmiechnęła się na myśl, że chociaż jedna miłość jest w stanie przetrwać.
~~
Perrie zdała sobie sprawę z tego co robi dopiero wtedy gdy stała przed
drzwiami mieszkania Damona. Przeczesała ręką włosy nie wiedząc dlaczego to
robi. Przecież nie po to uciekała od Zayna by wrócić jak potulny baranek. Siła,
głęboko w niej zakorzeniona sama kierowała jej ciałem. Zadzwoniła do drzwi
czując rosnącą gulę w gardle. Tak bardzo bała się zobaczyć z byłym chłopakiem. Minęło
sporo czasu odkąd go zostawiła. Jak zareaguje gdy ich oczy się spotkają? Będzie
wściekły, smutny czy zaskoczony? A może szczęśliwy? Zebrała się w sobie
zastanawiając się co właściwie powinna mu powiedzieć.
Drzwi otworzyły się a z nimi stał nie kto inny jak Zayn. Gdy ujrzał
Perrie wytrzeszczył oczy nie wierząc im. Momentalnie zabrakło mu tchu. Złość na
dziewczynę gdzieś wyparowała. Uświadomił sobie jak bardzo tęsknił za jej
widokiem, za tym pięknym uśmiechem, radosnymi oczkami.
-Cześć Zayn.- wydukała równie przerażona jak on sam. Skinął głową
zapraszając ją do środka. Naprawdę brakowało mu słów.
W ciszy usiedli na kanapie nie wiedząc, które pierwsze powinno się odezwać.
Przyglądali się sobie nawzajem jak przy pierwszym spotkaniu. Wreszcie to Malik
odważył się zabrać głos.
-Cieszę się, że wróciłaś.- wypowiedział niepewnie.- Pezz, naprawdę
żałuję, że kiedykolwiek podniosłem na ciebie rękę.- dodał. Było mu wstyd.
-Słyszałam w radiu o wypadku. Od razu wiedziałam, że to ty.- mruknęła.
Znów kontrolę przejęła cisza. Chłopak uważnie wpatrywał się w ścianę
jakby chciał zapamiętać dokładnie ten odcień szarości. Blondynka spuściła wzrok
rejestrując swoje buty.
-Perrie, myślisz, że jest dla nas jeszcze jakaś szansa?- zapytał po
chwili. Po każdym słowie przejawiał się ból.
Westchnęła cicho nie wiedząc do powinna odpowiedzieć. Była tak bardzo
rozbita. Z jednej strony ogromnie pragnęła związku z Mulatem. Chciała znów
namiętnie go całować i żyć przy nim pełnią życia. Zayn był w końcu tym
pierwszym, tym wyjątkowym. Pomógł jej oderwać się od przeszłości zapewniając
wspaniałą przyszłość. Kochała go mocniej niż potrafiła to opisać słowami. Z drugiej
strony dobrze pamiętała jak się zachowywał. Poniżał, krzyczał, kilka razy
uderzył. Wystarczyło kilka takich sytuacji by zaczęła się go bać. Nie potrafiła
już przewidzieć kiedy wybuchnie. Tak bardzo pragnęła wymazać ten koszmar z
pamięci. Chciała cofnąć się do dnia, w którym poznała Zayna by mogli przeżyć tą
miłość od nowa.
-Powoli uda nam się wszystko odbudować. Mam taką nadzieję.- powiedziała
cicho.
-Kocham cię Perrie.
~~
Damon wściekle prowadził auto chcąc jak najszybciej znaleźć się w
posiadłości matki. Miał dość jej obecności w swoim życiu. Nawet kiedy próbował
odciąć się od Lily, zawsze wracała raniąc go przy tym jeszcze bardziej. Wypadł z
samochodu nie przejmując się zamknięciem drzwi. Nie wiedział czego ma się
spodziewać. Czy mieszkała z Silasem i Norą, tak jak twierdziła Valerie? Być może
był na przegranej pozycji bez ostrzeżenia wpadając do środka. Nie mógł jednak
opanować rosnącej wściekłości.
-Dlaczego nie dasz mi do cholery spokoju?- warknął gdy tylko ją ujrzał.
Nie dbał o to, że jest jego matką.
-Dbam o najbliższych Damonie.- rzuciła bezuczuciowo nawet na niego nie
spoglądając. W tej chwili coś w nim pękło.
-Kiedy byłem małym chłopcem powtarzałem wszystkim kolegom jak cudowną
mam mamę głównie chcąc by czuli się gorsi. Zazdrościli i uważali, że jesteś
taka łagodna i uczuciowa. Być może mieli rację. Po latach cierpienia jakie na
mnie skazałaś wiem, że z tej strony, o której oni mówili pokazałaś się każdemu
tylko nie swoim synom. Zasłużyłaś na wszelkie zło jakie cię spotkało i jakie na
ciebie czyha. Mój Boże, mamo.. ja naprawdę cię nienawidzę.
Spojrzał na nią wrogo i od razu opuścił dom. W głowie szykował plan jak
zabić wszystkich bliskich Lilian.
~~~~
Witajcie!
Nareszcie dodałam ten rozdział 12.. Mam nadzieję że się podoba. Powoli zbliżamy się do końca drugiej części, ale powoli więc spokojnie.
Kolejny rozdział wkrótce
Karo <3