wtorek, 16 lutego 2016

Chapter 5 ''I'm like a bird, I'll only fly away...''

  Po wizycie na cmentarzu Damon Salvatore z uśmiechem pojechał do swojego ulubionego baru. Nareszcie czuł się wolny. Tego wieczoru zamierzał jeszcze udać się do klubu. Nic się już dla mężczyzny nie liczyło. Usiadł przy barze i od razu zamówił Bourbon. Rozkoszował się chwilami samotności lecz już po chwili przysiadła się do niego pewna dziewczyna.
  -Ile można pić?- zapytała ze zdziwieniem kiedy Damon opróżniał czwartą szklankę.
  -Postawię ci drinka. Barman! Coś specjalnego dla pięknej pani!- odezwał się Salvatore i nalał sobie następną porcję.
  Dziewczyna uśmiechnęła się słysząc schlebiające jej słowa. Mimo początkowej niechęci postanowiła jednak zostać z mężczyzną. Powalał ją wygląd bruneta, aż nie potrafiła oderwać od niego wzroku.
  Odpływali coraz bardziej. Nikt prócz barmana nie liczył już wypitych drinków. Liczyła się dobra zabawa i zapomnienie. Tajemnicza brunetka była jak najbardziej w typie Damona a po kilkunastu drinkach uważał ją za najpiękniejszą.
  -Wiem o tobie już tak wiele. Wciąż nie znam twojego imienia kochaniutka.- szepnął Salvatore siedząc już naprawdę bardzo blisko wstawionej dziewczyny.
  -Jestem Jade. Jade Thirlwall.- uśmiechnęła się zbliżając swoją twarz do twarzy mężczyzny.
  -Jeśli chcesz seksu to wystarczy poprosić.- szepnął i wpił się w usta czekającej na to brunetki.
~~
  Perrie nie potrafiła zasnąć przez całą noc. Kręciła się zapłakana po pokoju wciąż martwiąc się o Zayna. Była wściekła, że ją zostawił jednak nie wybaczyłaby sobie gdyby coś mu się stało. Łzy płynęły ciurkiem z oczu blondynki a ona zastanawiała się gdzie popełniła błąd. Starała się być godną dziewczyną i kochanką aby Zayn nigdy nie spojrzał na inne. Teraz miała wątpliwości czy był jej wierny przez ich związek. Miłość i nienawiść mieszały się ze sobą. W jednej chwili Edwards chciała jak najprędzej zamówić taksówkę do domu i tam czekać na ukochanego. Po chwili jednak przypominała sobie w jaki sposób ją potraktował. I nie tylko tego wieczoru. Przed oczami dziewczyny rozegrały się sceny z ostatnich tygodni. Dotknęła policzka, na którym za sprawą uderzenia chłopaka do niedawna widniał ogromny siniak. W tej trudnej chwili nie miała z kim porozmawiać. Zrozpaczona wybrała numer do swojej rodzicielki. Kobieta była jej ostatnią deską ratunku mimo ich zimnych stosunków.
  -Perrie?- odezwała się zaskoczona matka.
  -Musisz mi pomóc. Ja nie daję już rady.- szepnęła do słuchawki łamiącym się głosem.
  -O czym ty mówisz? Perrie dobrze wiesz, że nie możemy rozmawiać. Nie chcę mieć kłopotów.- słowa kobiety wpędziły załamaną dziewczynę w jeszcze większy dół.
  -Żałuję, że kiedykolwiek nazywałam cię moją matką. Nie chcę cię znać.- warknęła po czym rzuciła telefonem o ścianę.
  Czuła jak całe jej życie zamienia się w popiół. Wszystko co kiedyś dawało jej radość zostało wyparte przez złe rzeczy.
  Kiedy nastał poranek Perrie wiedziała już co zrobić. Kierowała nią nienawiść i chęć odpoczynku. Nie miała przy sobie dużo pieniędzy. Bała się zostać na kolejną noc, przecież kiedy Zayn gdzieś wytrzeźwieje zacznie jej szukać. Nie była gotowa na powrót do domu. Swoją ucieczką chciała dać do zrozumienia ukochanemu, że dłużej nie mogą tak żyć. Postanowiła na najbliższym dworcu wykupić bilet autobusowy do pobliskiego stanu- Oregon. Kiedy była małą dziewczynką przez rok mieszkała w Dallas. Właśnie tam blondynka zamierzała się teraz udać. Chciała w tym małym miasteczku odpocząć od wrzasku i zgiełku ale także pomyśleć nad swoim dalszym życiem.
  Zrezygnowana spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała jak wrak człowieka. Podkrążone oczy sugerowały nieprzespaną noc i litry wylanych łez. Blada karnacja pokazywała zmęczenie dziewczyny. Delikatnie się pomalowała, założyła na siebie leginsy i bluzę z kapturem. Na oczach znalazły się okulary słoneczne aby nikt jej nie poznał. Nie chciała aby ktoś w ostatniej chwili odwiódł ją od jej planu. Spakowała wszystkie swoje rzeczy po czym wyszła z pokoju.
  Powoli szła w kierunku właściwego autobusu. Już tak niewiele dzieliło ją od upragnionego wypoczynku.
  -Żegnaj Seattle.- szepnęła kiedy samochód wyjeżdżał na główną autostradę.
~~
  Nie skończyło się tylko na jednym niewinnym pocałunku. Damon kupił w barze ostatniego drinka dla swojej towarzyszki po czym wspólnie udali się do jego auta. Jade uśmiechnęła się na widok nowego porsche. Uświadomiła sobie jak bardzo bogaty jest facet, którego właśnie poderwała.
  Salvatore zdzierając opony ruszył w kierunku swojego mieszkania. Przez całą drogę śmiali się bez powodu. Mimo, że byli już naprawdę mocno wstawieni nadal popijali alkohol.
  -Widzę, że mieszkają tu sami bogacze.- odezwała się dziewczyna kiedy zatrzymał auto na parkingu podziemnym apartamentowca.
  -Zgadza się Jade ale wszystkie te bryki są moje.- puścił do niej oczko po czym trzymając się za ręce weszli do windy.
  Całowali się i popijali trunki przez całą drogę na dwudzieste piętro. Kiedy nareszcie winda zatrzymała się Damon wziął dziewczynę na ręce i od razu zaniósł do sypialni.
  -Nie pokażesz mi najpierw twojego pięknego mieszkania?- zapytała Jade leżąc już na łóżku.
  -Później.- szepnął brunet.
  Całował Jade po twarzy, by później skupić się na szyi. Dziewczyna wiła się jak kotka pod dotykiem jego warg. Pożądanie hulało w górze. Salvatore odrzucił koszulkę Jade gdzieś w kąt pokoju. Podczas kiedy on kreślił niewidzialne kółka na jej ciele, ona powoli rozpinała guziczki jego koszuli. Zagwizdała na widok umięśnionej klatki piersiowej kochanka. Błądziła rękami po jego ciele.
  Damon zjechał pocałunkami aż pod zapięcie spodni. Szybko pozbył się zbędnego materiału. Umieścił ręce napalonej brunetki nad jej głową kiedy zębami ściągał z niej majtki. Dopiero kiedy dziewczyna leżąca pod nim była naga, zaczął rozpinać pasek od własnych spodni.
  Uśmiechnął się seksownie po czym bez żadnego ostrzeżenia zanurzył się w Jade. Ta krzyknęła z powodu nagłego ruchu. Reszta spraw potoczyła się szybko. Para kochanków tak bardzo zaangażowała się w czynność jakby robili to pierwszy raz w życiu.
~~
  Zayn wrócił do domu dopiero wtedy kiedy na pogotowiu opatrzyli jego rany. Jedna z lekarek proponowała mu noc w szpitalu, on jednak zdecydowanie odmówił. Narkotyki powoli słabły i dopiero teraz dotarło do chłopaka, że znów całował się z kimś innym niż Perrie.
  Kiedy pomyślał o dziewczynie zapragnął się do niej przytulić, przeprosić za wszystko. Był jednak zbyt zmęczony i obolały aby iść do sypialni. Położył się w salonie i obiecał sobie, że porozmawia z ukochaną rano bo przecież ona zawsze mu wybacza.
  Promienie słońca obudziły Malika. Zaklął cicho pod nosem przypominając sobie, że wylądował na kanapie. Przetarł twarz dłońmi na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Od razu skarcił siebie za całowanie się z przypadkową dziewczyną. Jeszcze nigdy nie miał tak wielkiego odlotu po narkotykach. Zaczął je brać mając siedemnaście lat i zawsze dobrze się bawił. Tak dotkliwa bójka i zdrada zakorzeniły się w jego głowie.
  Powolnym krokiem udał się na poszukiwanie aspiryny i wody. Głowa bolała go niemiłosiernie. W lustrze spojrzał jak marnie wyglądał. Wciąż miał na sobie eleganckie ubranie, które teraz nadawało się tylko na śmietnik. Koszulka była zakrwawiona i postrzępiona. Twarz miał brudną od krwi swojej i przeciwnika. Złapał się za żebra, które były mocno poobijane. Opuszkami palców delikatnie dotknął największej z ran, tej na piersi.
  -Perrie!- krzyknął u dołu schodów.
  Był zbyt wyczerpany aby wejść do niej na górę. Zaczął się denerwować kiedy nikt mu nie odpowiedział. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer do dziewczyny.
  -Osoba, do której dzwonisz ma wyłączony telefon.- usłyszał.
  Resztkami sił poszedł na górę. Zdziwił się kiedy w żadnym pokoju nie znalazł Perrie. Dopiero po chwili wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły układać się w logiczną całość.
  Zostawił ją samą w klubie. Bez słowa wyszedł i pojechał na wyścigi. Pamiętał jak blondynka mówiła na kolacji, że to jego ostatnia szansa.
  -Uciekła- szepnął kiedy poukładał w głowie fakty.
  Nienawiść i smutek wymalowały się na twarzy chłopaka. Jak ona mogła zostawić go w takim stanie? Wiedział, że popełnił błąd ale to nie był powód do ucieczki z domu. Z całej siły uderzył poranionymi knykciami w ścianę. Zastanawiał się dokąd dziewczyna mogła uciec. Zadbał przecież oto aby nie miała nikogo poza nim. Chwiejnymi ruchami wyjął z kieszeni telefon.
  Irytowały go coraz bardziej sygnały oczekiwania.
  -Perrie uciekła, rozumiesz? Zostawiła mnie!- krzyknął do słuchawki kiedy tylko  jego brat odebrał.
  -O czym ty mówisz?- zapytał Damon zaspanym głosem.
  -Zawaliłem i po prostu mnie zostawiła. Nawet nie mam pojęcia gdzie mogła pojechać.- powiedział już nieco spokojniejszym głosem.
  -Posłuchaj braciszku. Daj sobie spokój ze związkami, one do niczego nie prowadzą. Lepiej być wolnym i poznawać kobiety, które także tego pragną. Nie mam czasu słuchać twoich problemów.- odpowiedział po czym rozłączył się.
  Zayn jednak nie dał za wygraną. Poszedł się umyć i ubrać po czym postanowił pojechać i osobiście porozmawiać z Damonem. Brat przecież musiał mu pomóc.
~~
  Łatwo udało jej się wyjść z tej nasączonej światłem kryjówki. Nie sądziła, że ma tyle siły aby wyważyć drzwi. Babcia opowiadała, że w niebie wszystko jest możliwe. Jednak czy dziewczyna o tak niechlujnym życiu aby na pewno tu trafiła?
  Rozejrzała się dookoła, wszędzie drzewa, las. Ani jednej żywej duszy. Słyszała gdzieś świst świerszczy, stąpanie mrówek po ziemi. Jak to możliwe? Wydawało jej się, że zrobiła tylko kilka kroków w tym ogromnym lesie. W rzeczywistości jednak z niego wyszła. Zaskoczona spojrzała na tabliczkę.
  ‘’Tu rozbudowuje się miasto Seattle.’’- głosił napis na czymś co przypominało znak przy wjeździe do konkretnego stanu.
  -O co tu chodzi?- szepnęła sama do siebie.
  Była pewna, że znajduje się w Seattle. Te budynki rozpoznałaby wszędzie. Tych nowoczesnych jednak wcale tu nie było. Podobnie jak ludzi.
  Jej wzrok wytężył się nienaturalnie. Zobaczyła czerwoną ciecz i nagle poczuła się inaczej. Krew, która wyciekała z martwej sarny przyciągała ją do siebie. Wyglądało to tak jakby spragniony człowiek odnalazł wodę na pustyni.
  Nienaturalnie szybko podbiegła do ofiary i ostrymi zębami zaczęła wysysać krew jakby to było jedyne pożywienie. Kiedy skończyła odrzuciła zwierzę gdzieś daleko i zdała sobie sprawę co właśnie zrobiła. Dotknęła twarzy ręką i poczuła nienaturalnie ostre zęby i ociekającą z buzi krew.
  -Mój Boże, Nina.. Trafiłaś do samego środka twojego prywatnego piekła.- powiedziała sama do siebie.


                                                                             
                                                                              ~~~~
Witajcie!
Nie spodziewałyście się mam nadzieję, że Nina gdzieś żyje?
Żyje żyje bo przecież Damonowi jest tak bardzo potrzebna do życia, przekonacie się :*
Karo <3

3 komentarze:

  1. NINA ŻYJE *.*
    Wiedziałam :3
    TYLE SIĘ DZIAŁO!
    Perrie uciekła (nareszcie) i jestem taka szczęśliwa <3 Wybacz Zayn ale jesteś wrakiem człowieka, naprawdę gorzej niż ja po winie a pomyliłam Szekspira z Szopenem i stworzyłam dwie nowe figury geometryczne - rąb i trapesz XD
    Jade i Damon *.* Piękna para by z nich była, nie powiem <3
    Jestem ciekawa czy Damon w końcu pomoże Zaynowi i czy Perrie wróci. Wpadłam na bardzo dramatyczne zakończenie historii Perrie i Zayna i proszę Cię nie kończ tego tak jak ja w głowie przed chwilą XD
    Ale po za tym to JEDZIEMY DO DUBAJU NA HAJU.....





    Przepraszam, za dużo świeczki zapachowej, ekhm, to kiedy następny rozdział? :) :3

    OdpowiedzUsuń
  2. NINA ŻYJE, O KURDE
    NINO WRACAJ PLZ!
    Modle się, aby Zayn nie zrobił
    czegoś głupiego, ale jak narazie
    chce porozmawiać z bratem to jeszcze ok,
    nie mam nic przeciwko.

    OdpowiedzUsuń
  3. te tytuły...
    serio...
    seriooo...
    SERIO...
    ♥ ♥ ♥
    " Chapter 5 ''I'm like a bird, I'll only fly away...'' "
    to jest takie piękne, że znowu nie wiem co powiedzieć ♥
    Nie wiem dlaczego, ale to zdanie tak jakoś mnie rozwala, haha " Nikt prócz barmana nie liczył już wypitych drinków. " ♥
    to zdanie też z jakiegoś dziwnego powodu mi się podoba " Brat przecież musiał mu pomóc. "♥ ♥ ♥
    To jest takie super jak można z kimś pogadać, oj biedny Damon, hahaha.
    TA CZĘŚĆ POCHYŁĄ CZCIONKĄ NA KOŃCU KOMPLETNIE ROZWALIŁA SYSTEM... ŻADNE SŁOWA NIE ODDADZĄ TEGO JAK CUDOWNIE, ŚWIETNIE I GENIALNIE CI TO WYSZŁO ♥ ♥ ♥
    CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA CIĄG DALSZY ♥
    -K. ♥

    OdpowiedzUsuń