Po wizycie
na cmentarzu Damon Salvatore z uśmiechem pojechał do swojego ulubionego baru. Nareszcie
czuł się wolny. Tego wieczoru zamierzał jeszcze udać się do klubu. Nic się już
dla mężczyzny nie liczyło. Usiadł przy barze i od razu zamówił Bourbon. Rozkoszował
się chwilami samotności lecz już po chwili przysiadła się do niego pewna
dziewczyna.
-Ile można
pić?- zapytała ze zdziwieniem kiedy Damon opróżniał czwartą szklankę.
-Postawię ci
drinka. Barman! Coś specjalnego dla pięknej pani!- odezwał się Salvatore i
nalał sobie następną porcję.
Dziewczyna uśmiechnęła
się słysząc schlebiające jej słowa. Mimo początkowej niechęci postanowiła
jednak zostać z mężczyzną. Powalał ją wygląd bruneta, aż nie potrafiła oderwać
od niego wzroku.
Odpływali coraz
bardziej. Nikt prócz barmana nie liczył już wypitych drinków. Liczyła się dobra
zabawa i zapomnienie. Tajemnicza brunetka była jak najbardziej w typie Damona a
po kilkunastu drinkach uważał ją za najpiękniejszą.
-Wiem o
tobie już tak wiele. Wciąż nie znam twojego imienia kochaniutka.- szepnął
Salvatore siedząc już naprawdę bardzo blisko wstawionej dziewczyny.
-Jestem
Jade. Jade Thirlwall.- uśmiechnęła się zbliżając swoją twarz do twarzy
mężczyzny.
-Jeśli
chcesz seksu to wystarczy poprosić.- szepnął i wpił się w usta czekającej na to
brunetki.
~~
Perrie nie
potrafiła zasnąć przez całą noc. Kręciła się zapłakana po pokoju wciąż martwiąc
się o Zayna. Była wściekła, że ją zostawił jednak nie wybaczyłaby sobie gdyby
coś mu się stało. Łzy płynęły ciurkiem z oczu blondynki a ona zastanawiała się
gdzie popełniła błąd. Starała się być godną dziewczyną i kochanką aby Zayn
nigdy nie spojrzał na inne. Teraz miała wątpliwości czy był jej wierny przez
ich związek. Miłość i nienawiść mieszały się ze sobą. W jednej chwili Edwards
chciała jak najprędzej zamówić taksówkę do domu i tam czekać na ukochanego. Po chwili
jednak przypominała sobie w jaki sposób ją potraktował. I nie tylko tego
wieczoru. Przed oczami dziewczyny rozegrały się sceny z ostatnich tygodni. Dotknęła
policzka, na którym za sprawą uderzenia chłopaka do niedawna widniał ogromny
siniak. W tej trudnej chwili nie miała z kim porozmawiać. Zrozpaczona wybrała
numer do swojej rodzicielki. Kobieta była jej ostatnią deską ratunku mimo ich
zimnych stosunków.
-Perrie?-
odezwała się zaskoczona matka.
-Musisz mi
pomóc. Ja nie daję już rady.- szepnęła do słuchawki łamiącym się głosem.
-O czym ty
mówisz? Perrie dobrze wiesz, że nie możemy rozmawiać. Nie chcę mieć kłopotów.-
słowa kobiety wpędziły załamaną dziewczynę w jeszcze większy dół.
-Żałuję, że
kiedykolwiek nazywałam cię moją matką. Nie chcę cię znać.- warknęła po czym
rzuciła telefonem o ścianę.
Czuła jak
całe jej życie zamienia się w popiół. Wszystko co kiedyś dawało jej radość
zostało wyparte przez złe rzeczy.
Kiedy nastał
poranek Perrie wiedziała już co zrobić. Kierowała nią nienawiść i chęć
odpoczynku. Nie miała przy sobie dużo pieniędzy. Bała się zostać na kolejną
noc, przecież kiedy Zayn gdzieś wytrzeźwieje zacznie jej szukać. Nie była
gotowa na powrót do domu. Swoją ucieczką chciała dać do zrozumienia ukochanemu,
że dłużej nie mogą tak żyć. Postanowiła na najbliższym dworcu wykupić bilet
autobusowy do pobliskiego stanu- Oregon. Kiedy była małą dziewczynką przez rok
mieszkała w Dallas. Właśnie tam blondynka zamierzała się teraz udać. Chciała w
tym małym miasteczku odpocząć od wrzasku i zgiełku ale także pomyśleć nad swoim
dalszym życiem.
Zrezygnowana
spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wyglądała jak wrak człowieka. Podkrążone oczy
sugerowały nieprzespaną noc i litry wylanych łez. Blada karnacja pokazywała
zmęczenie dziewczyny. Delikatnie się pomalowała, założyła na siebie leginsy i
bluzę z kapturem. Na oczach znalazły się okulary słoneczne aby nikt jej nie
poznał. Nie chciała aby ktoś w ostatniej chwili odwiódł ją od jej planu. Spakowała
wszystkie swoje rzeczy po czym wyszła z pokoju.
Powoli szła
w kierunku właściwego autobusu. Już tak niewiele dzieliło ją od upragnionego
wypoczynku.
-Żegnaj
Seattle.- szepnęła kiedy samochód wyjeżdżał na główną autostradę.
~~
Nie skończyło
się tylko na jednym niewinnym pocałunku. Damon kupił w barze ostatniego drinka
dla swojej towarzyszki po czym wspólnie udali się do jego auta. Jade
uśmiechnęła się na widok nowego porsche. Uświadomiła sobie jak bardzo bogaty
jest facet, którego właśnie poderwała.
Salvatore zdzierając
opony ruszył w kierunku swojego mieszkania. Przez całą drogę śmiali się bez
powodu. Mimo, że byli już naprawdę mocno wstawieni nadal popijali alkohol.
-Widzę, że
mieszkają tu sami bogacze.- odezwała się dziewczyna kiedy zatrzymał auto na
parkingu podziemnym apartamentowca.
-Zgadza się
Jade ale wszystkie te bryki są moje.- puścił do niej oczko po czym trzymając
się za ręce weszli do windy.
Całowali się
i popijali trunki przez całą drogę na dwudzieste piętro. Kiedy nareszcie winda
zatrzymała się Damon wziął dziewczynę na ręce i od razu zaniósł do sypialni.
-Nie
pokażesz mi najpierw twojego pięknego mieszkania?- zapytała Jade leżąc już na
łóżku.
-Później.-
szepnął brunet.
Całował Jade
po twarzy, by później skupić się na szyi. Dziewczyna wiła się jak kotka pod
dotykiem jego warg. Pożądanie hulało w górze. Salvatore odrzucił koszulkę Jade
gdzieś w kąt pokoju. Podczas kiedy on kreślił niewidzialne kółka na jej ciele,
ona powoli rozpinała guziczki jego koszuli. Zagwizdała na widok umięśnionej klatki
piersiowej kochanka. Błądziła rękami po jego ciele.
Damon
zjechał pocałunkami aż pod zapięcie spodni. Szybko pozbył się zbędnego materiału.
Umieścił ręce napalonej brunetki nad jej głową kiedy zębami ściągał z niej
majtki. Dopiero kiedy dziewczyna leżąca pod nim była naga, zaczął rozpinać
pasek od własnych spodni.
Uśmiechnął
się seksownie po czym bez żadnego ostrzeżenia zanurzył się w Jade. Ta krzyknęła
z powodu nagłego ruchu. Reszta spraw potoczyła się szybko. Para kochanków tak
bardzo zaangażowała się w czynność jakby robili to pierwszy raz w życiu.
~~
Zayn wrócił
do domu dopiero wtedy kiedy na pogotowiu opatrzyli jego rany. Jedna z lekarek
proponowała mu noc w szpitalu, on jednak zdecydowanie odmówił. Narkotyki powoli
słabły i dopiero teraz dotarło do chłopaka, że znów całował się z kimś innym
niż Perrie.
Kiedy pomyślał
o dziewczynie zapragnął się do niej przytulić, przeprosić za wszystko. Był jednak
zbyt zmęczony i obolały aby iść do sypialni. Położył się w salonie i obiecał
sobie, że porozmawia z ukochaną rano bo przecież ona zawsze mu wybacza.
Promienie słońca
obudziły Malika. Zaklął cicho pod nosem przypominając sobie, że wylądował na
kanapie. Przetarł twarz dłońmi na wspomnienie wczorajszego wieczoru. Od razu
skarcił siebie za całowanie się z przypadkową dziewczyną. Jeszcze nigdy nie
miał tak wielkiego odlotu po narkotykach. Zaczął je brać mając siedemnaście lat
i zawsze dobrze się bawił. Tak dotkliwa bójka i zdrada zakorzeniły się w jego
głowie.
Powolnym krokiem
udał się na poszukiwanie aspiryny i wody. Głowa bolała go niemiłosiernie. W lustrze
spojrzał jak marnie wyglądał. Wciąż miał na sobie eleganckie ubranie, które
teraz nadawało się tylko na śmietnik. Koszulka była zakrwawiona i postrzępiona.
Twarz miał brudną od krwi swojej i przeciwnika. Złapał się za żebra, które były
mocno poobijane. Opuszkami palców delikatnie dotknął największej z ran, tej na
piersi.
-Perrie!-
krzyknął u dołu schodów.
Był zbyt
wyczerpany aby wejść do niej na górę. Zaczął się denerwować kiedy nikt mu nie
odpowiedział. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał numer do dziewczyny.
-Osoba, do
której dzwonisz ma wyłączony telefon.- usłyszał.
Resztkami sił
poszedł na górę. Zdziwił się kiedy w żadnym pokoju nie znalazł Perrie. Dopiero po
chwili wspomnienia wczorajszego wieczoru zaczęły układać się w logiczną całość.
Zostawił ją
samą w klubie. Bez słowa wyszedł i pojechał na wyścigi. Pamiętał jak blondynka
mówiła na kolacji, że to jego ostatnia szansa.
-Uciekła-
szepnął kiedy poukładał w głowie fakty.
Nienawiść i
smutek wymalowały się na twarzy chłopaka. Jak ona mogła zostawić go w takim
stanie? Wiedział, że popełnił błąd ale to nie był powód do ucieczki z domu. Z całej
siły uderzył poranionymi knykciami w ścianę. Zastanawiał się dokąd dziewczyna
mogła uciec. Zadbał przecież oto aby nie miała nikogo poza nim. Chwiejnymi
ruchami wyjął z kieszeni telefon.
Irytowały go
coraz bardziej sygnały oczekiwania.
-Perrie
uciekła, rozumiesz? Zostawiła mnie!- krzyknął do słuchawki kiedy tylko jego brat odebrał.
-O czym ty
mówisz?- zapytał Damon zaspanym głosem.
-Zawaliłem i
po prostu mnie zostawiła. Nawet nie mam pojęcia gdzie mogła pojechać.-
powiedział już nieco spokojniejszym głosem.
-Posłuchaj
braciszku. Daj sobie spokój ze związkami, one do niczego nie prowadzą. Lepiej być
wolnym i poznawać kobiety, które także tego pragną. Nie mam czasu słuchać
twoich problemów.- odpowiedział po czym rozłączył się.
Zayn jednak
nie dał za wygraną. Poszedł się umyć i ubrać po czym postanowił pojechać i
osobiście porozmawiać z Damonem. Brat przecież musiał mu pomóc.
~~
Łatwo udało jej się wyjść z tej
nasączonej światłem kryjówki. Nie sądziła, że ma tyle siły aby wyważyć drzwi. Babcia
opowiadała, że w niebie wszystko jest możliwe. Jednak czy dziewczyna o tak
niechlujnym życiu aby na pewno tu trafiła?
Rozejrzała się dookoła, wszędzie
drzewa, las. Ani jednej żywej duszy. Słyszała gdzieś świst świerszczy, stąpanie
mrówek po ziemi. Jak to możliwe? Wydawało jej się, że zrobiła tylko kilka
kroków w tym ogromnym lesie. W rzeczywistości jednak z niego wyszła. Zaskoczona
spojrzała na tabliczkę.
‘’Tu rozbudowuje się miasto Seattle.’’-
głosił napis na czymś co przypominało znak przy wjeździe do konkretnego stanu.
-O co tu chodzi?- szepnęła sama do
siebie.
Była pewna, że znajduje się w
Seattle. Te budynki rozpoznałaby wszędzie. Tych nowoczesnych jednak wcale tu
nie było. Podobnie jak ludzi.
Jej wzrok wytężył się nienaturalnie. Zobaczyła
czerwoną ciecz i nagle poczuła się inaczej. Krew, która wyciekała z martwej
sarny przyciągała ją do siebie. Wyglądało to tak jakby spragniony człowiek
odnalazł wodę na pustyni.
Nienaturalnie szybko podbiegła do
ofiary i ostrymi zębami zaczęła wysysać krew jakby to było jedyne pożywienie. Kiedy
skończyła odrzuciła zwierzę gdzieś daleko i zdała sobie sprawę co właśnie zrobiła.
Dotknęła twarzy ręką i poczuła nienaturalnie ostre zęby i ociekającą z buzi
krew.
-Mój Boże, Nina.. Trafiłaś do samego
środka twojego prywatnego piekła.- powiedziała sama do siebie.
~~~~
Witajcie!
Nie spodziewałyście się mam nadzieję, że Nina gdzieś żyje?
Żyje żyje bo przecież Damonowi jest tak bardzo potrzebna do życia, przekonacie się :*
Karo <3
NINA ŻYJE *.*
OdpowiedzUsuńWiedziałam :3
TYLE SIĘ DZIAŁO!
Perrie uciekła (nareszcie) i jestem taka szczęśliwa <3 Wybacz Zayn ale jesteś wrakiem człowieka, naprawdę gorzej niż ja po winie a pomyliłam Szekspira z Szopenem i stworzyłam dwie nowe figury geometryczne - rąb i trapesz XD
Jade i Damon *.* Piękna para by z nich była, nie powiem <3
Jestem ciekawa czy Damon w końcu pomoże Zaynowi i czy Perrie wróci. Wpadłam na bardzo dramatyczne zakończenie historii Perrie i Zayna i proszę Cię nie kończ tego tak jak ja w głowie przed chwilą XD
Ale po za tym to JEDZIEMY DO DUBAJU NA HAJU.....
Przepraszam, za dużo świeczki zapachowej, ekhm, to kiedy następny rozdział? :) :3
NINA ŻYJE, O KURDE
OdpowiedzUsuńNINO WRACAJ PLZ!
Modle się, aby Zayn nie zrobił
czegoś głupiego, ale jak narazie
chce porozmawiać z bratem to jeszcze ok,
nie mam nic przeciwko.
te tytuły...
OdpowiedzUsuńserio...
seriooo...
SERIO...
♥ ♥ ♥
" Chapter 5 ''I'm like a bird, I'll only fly away...'' "
to jest takie piękne, że znowu nie wiem co powiedzieć ♥
Nie wiem dlaczego, ale to zdanie tak jakoś mnie rozwala, haha " Nikt prócz barmana nie liczył już wypitych drinków. " ♥
to zdanie też z jakiegoś dziwnego powodu mi się podoba " Brat przecież musiał mu pomóc. "♥ ♥ ♥
To jest takie super jak można z kimś pogadać, oj biedny Damon, hahaha.
TA CZĘŚĆ POCHYŁĄ CZCIONKĄ NA KOŃCU KOMPLETNIE ROZWALIŁA SYSTEM... ŻADNE SŁOWA NIE ODDADZĄ TEGO JAK CUDOWNIE, ŚWIETNIE I GENIALNIE CI TO WYSZŁO ♥ ♥ ♥
CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA CIĄG DALSZY ♥
-K. ♥