środa, 28 października 2015

Chapter 11 ''Girl, don't you know you set the tone? I'll make you stop that, fight back...''

   Damon Salvatore był wściekły. Wszystko się w nim gotowało na myśl o tym co usłyszał. Lily i Enzo?  Brunet musiał za wszelką cenę dowiedzieć się co planują za jego plecami.
  Poczuł się zdradzony i oszukany. Nie przez matkę, po której mógłby się tego spodziewać ale z powodu przyjaciela. Znali się prawie całe życie, przeżyli wspólnie nie jeden dramat. Zawsze sobie pomagali w prywatnie i zawodowo. Ufali sobie bezgranicznie. A teraz co? Pojawienie się Lilian w jego życiu znów pociągnęło za sobą masę problemów.
  Damon nie był jednak świadomy ile bólu i cierpienia zgotuje mu własna matka aby osiągnąć swój cel..
~~
  Nazajutrz Salvatore ciągle w takim samym humorze pojechał do biura. Rano wysłał Vicki na zakupy aby móc nie słuchać jej zrzędzenia. Czuł, że kolejny związek bez miłości właśnie dobiega końca.
  -Panie Salv..- głos sekretarki od razu został przerwany.
  -Nie teraz.- warknął.
  Wszedł do gabinetu, rzucił teczkę na pobliską kanapę po czym od razu poszedł po szklankę Bourbona. Na trzeźwo nie mógł znieść myśli, że nie ma już nikogo. Zaufanie bruneta zdobyć jest niełatwo a odzyskać jeszcze trudniej. Wiedział, że jeśli Farewall nie ma konkretnego wytłumaczenia na to wszystko, ich przyjaźń stanie się przeszłością.
  Jednym łykiem opróżnił szklankę po czym zaczął znów wpatrywać się w panoramę miasta. Wciąż myślał o Ninie, jej pięknej twarzy nie dało się zapomnieć. Wiedział, że musi odnaleźć szatynkę i koniecznie ją poznać.
  -Proszę Pana, ma pan gościa.- zza pleców bogacza słychać było głos Emily.
  -Jakim cudem nie usłyszałem pukania?
  Wciąż stał tyłem. Uśmiechnął się na myśl o nowym kliencie. Zabójstwo po wczorajszych wydarzeniach byłoby idealną odskocznią. Odwrócił się i jego mina zrzedła od razu.
  -Przestaniesz mnie nachodzić?- warknął.
  -Mogłabyś złotko zostawić nas samych?- kiedy sekretarka wyszła Lily mówiła dalej.- Przyszłam porozmawiać w sprawie umowy.
  -Nie mamy żadnej umowy. Nie jestem Enzo.- nie chciał tego powiedzieć.
  W złości mówimy przecież różne rzeczy. Damon jednak zrozumiał, że właśnie wszystko zdradził zanim czegokolwiek się dowiedział.
  -A więc słyszałeś?
  Nie odpowiedział. Nie miał zamiaru rozmawiać z tą, nazywajmy rzeczy po imieniu, obcą kobietą.
  -Twój przyjaciel zawsze był mi bliski. Lubiliśmy się nawzajem. Postanowił dołączyć do mnie i reszty rodziny.- wyjaśniła.
  -Ty nie masz rodziny.- rzucił od razu.
  Kobieta usiadła naprzeciwko swojego syna. Damon nie był świadomy kim była i co się z nią działo. Miała rodzinę, którą kochała i straciła. Damon ani jej zmarły mąż nie byli jej częścią. Brunet był jej potrzebny tylko do kilku spraw.
  -Powiedz mi, o jaki układ pomiędzy tobą a mną ci chodzi?-  odezwał się po chwili. Milszym głosem.
  -Moja oferta jest taka: zjednoczysz się z bratem i razem dokonamy rytuału aby obudzić moją rodzinę. W zamian za to pomogę rozprawić ci się z Klausem Mikaelsonem.- rzuciła poważnym głosem.
  Damon nie wiedział o czym mówi. Obudzić rodzinę? Rytuał? Mimo wszystko jednak zaintrygował go plan matki.
  -Więc jak się nazywa ten mój tajemniczy brat, którego nigdy nie poznałem?
  -Zayn Malik.
~~
  Damon w przeciągu kilku godzin dowiedział się wszystkiego o swoim młodszym bracie. Z jednej strony chciał go poznać, ale z drugiej przyzwyczaił się do bycia jedynakiem.
  Miał dość dzisiejszego dnia. Nie spodziewał się jednak, że widok pewnej osoby spowoduje, że stanie się on całkiem przyjemny.
~~
  Po raz kolejny do drzwi gabinetu zapukała sekretarka mężczyzny. Damon niechętnie zaprosił ją do środka.
  -Przyszła pani chętna do pracy u nas.- odezwała się.
  No tak. Rekrutacja. Przez wydarzenia kilku ostatnich dni brunet kompletnie zapomniał, że potrzebuje nowego pracownika, z którym w końcu się dogada.
  -Niech wejdzie.- rzucił krótko wciąż wpatrując się w stosy papierów.
  Stukot obcasów rozniósł się po gabinecie. Kobieta zajęła miejsce naprzeciwko Damona. Salvatore podniósł wzrok i ujrzał Ninę.

  -My się już chyba znamy.- uśmiechnął się.
  -Potrzebuję pracy na już. Uprzedzam pytanie, umiem strzelać z pistoletu i kilka razy zabijałam za opłatą.- wszystko mówiła z ogromnym spokojem.
  -W takim razie, wykonamy kilka zleceń razem.- wiedział, że szatynka się nie wycofa.
  -Cała przyjemność po mojej stronie.- uśmiechnęła się zawadiacko.
^.^
  Zayn Malik obudził się w obskurnym pokoju. Ściany były brudne i pokryte pajęczynami. Gdzie się znalazł? Był przywiązany linami do jakiegoś stołu. Kiedy ocknął się na dobre, usiłował się wydostać. Niestety liny tylko coraz bardziej go raniły.
  -Gdzie ja jestem?- szepnął do siebie.
  Niewiele pamiętał z poprzedniej nocy. Ostatnim wspomnieniem był wypadek. 
  -Nareszcie się obudziłeś.- ujrzał niedaleko piękną kobietę.
  Wszystko powoli zaczynało układać się w całość. To ją ujrzał wczoraj zaraz po tym jak stracił auto.
  -Kim jesteś?
  Zayna bardzo bolała głowa. Zdziwił się jednak kiedy po ranach na nogach nie było ani jednego śladu. Czy wszystko mu się przywidziało?
  -Wkrótce cię wypuszczę. Muszę jedynie przestawić twoje demony.- odpowiedziała.
  Malik był przerażony. Nie mógł się ruszyć a słowa tej szalonej kobiety wpędzały go w panikę. Ta jednak była niewzruszona. Zaczęła zapalać świeczki naokoło chłopaka. Potem szukała czegoś w wielkiej starej książce. Ujęła dłoń Zayna po czym wykonała nacięcie. Brunet syknął z bólu. To, że się nie odzywała powodowało u niego jeszcze większy lęk. Kobieta złapała chłopaka za krwawiącą dłoń po czym zaczęła:
  -Phesmatos Tribum, Nas Ex Veras, Raverus En Phesmatos Ex Sonos. Resistamus Et Veram Vatus. Raverus Phasmatos Ex Sonos!
  W całym pokoju zgasło każde światło by po chwili znów się zapalić. Oczy Malika były czarne. 

  -To wszystko. Teraz jesteś prawdziwym sobą.- odwiązała liny i wypuściła nieświadomego mężczyznę.
~~
  Perrie Edwards była o krok od załamania nerwowego i wyrwania sobie włosów. Od kilkunastu godzin Zayn nie dawał znaku życia. Takie sytuacje nie zdarzały się nigdy wcześniej. Nie mogła się uspokoić. Krążyła po całym domu z nadzieją, że zaraz jej chłopak zadzwoni.
  Po chwili usłyszała otwierające się drzwi. Pobiegła do wyjścia i ujrzała Malika. Jej strach o ukochanego zamienił się w złość i chęć złożenia wyjaśnień.
  -Zayn, gdzie byłeś? Wiesz jak się martwiłam?- w jej oczach pojawiły się łzy.
  Chłopak przytulił się do Perrie a ta od razu się uspokoiła. Wiedziała, że to jednak nie koniec ich rozmowy. Nie mógł tak znikać, z dnia na dzień bez słowa.
  -Pezz, nie pamiętam gdzie trafiłem. Miałem wypadek na wyścigach.- wyjaśnił.
  Tajemnicza kobieta sprawiła iż Malik rzeczywiście zapomniał o rytuale. Teraz jednak wraz z Lily mogły kontrolować umysł chłopaka. Dowiedzieć się wszystkiego co potrzebne do zjednoczenia rodziny. Lilian miała wobec swojego drugiego syna takie same zamiary co do Damona. Obydwoje wkrótce mieli stać się zwykłymi marionetkami w jej rękach póki nie osiągnie celu. Kiedy wygra znowu każe zapomnieć o sobie swoim synom. Właśnie taka była Lily Salvatore a może Malik. Była przebiegła...
 ~~~~
Hello
Na wstępie przepraszam, że ten rozdział jest taki nudny ale tylko na początku miałam wenę.
Mam nadzieję, że cokolwiek wam się rozjaśniło.
ROZDZIAŁ DEDYKOWANY KAROLINIE S ZA WSZYSTKO <3
Karo <3

sobota, 24 października 2015

Chapter 10 ''Every day is so wonderful then suddenly, it's hard to breathe...''

  Perrie Edwards całkiem zapomniała o potwornych wydarzeniach sprzed kilku dni. Zayn starał się najmocniej jak potrafił aby wynagrodzić swojej dziewczynie napad złości. Nie chciał jej uderzyć i coraz bardziej widział jak narkotyki zmieniają go w agresywnego faceta.
  -Zayn, co ty na to abyśmy poszli do kina?- Perrie również próbowała załagodzić sytuację.
  Opuchlizna z jej twarzy powoli była już tylko niemiłym wspomnieniem. Po głowie dziewczyny wciąż chodziły tajemnicze słowa Malika. Nie potrafiła jednak uwierzyć, że jej ukochany byłby w stanie kogoś zabić.
  -Wieczorem?- zapytał.
  Blondynka tylko energicznie pokiwała głową. Wciąż zastanawiała się czemu mama nie odbiera od niej telefonów i mówiąc szczerze, zaczynała się powoli martwić o rodzicielkę.
  Wstała i niechętnie zaczęła szukać telefonu. Zaczęła kolejny dzień z rzędu dzwonić do matki. Ta próba również okazała się porażką. Edwards bardzo chciałaby pojechać do swojego rodzinnego domu, zobaczyć co się dzieje. Miała jednak wrażenie, iż Malikowi to się nie spodoba. Dlatego teraz miała swój pierwszy sekret przed chłopakiem.
~~
  Zayn drugi dzień niczego nie zapalił, nie wciągnął, mało pił. Czuł się inaczej ale wiedział, że to za duże uzależnienie. Ponad to codziennie wydzwaniali do niego koledzy z wyścigów. Chłopak musiał w końcu wrócić do swojego mrocznego życia.
  -Wychodzę.- rzucił do dziewczyny i pocałował ją w policzek.
  -Zayn.. Mieliśmy iść do kina.- szepnęła zawiedziona blondynka.
  Szczerze mówiąc, Malik wcale nie miał ochoty na wyjście w takie miejsce. Mógłby zabrać swoją dziewczynę w miejsca, które on kochał odwiedzać.
  -Wrócę to pójdziemy. Na wszystko co sobie zażyczysz. Obiecuję.- oczarował kobietkę swoim uśmiechem.
  Odpalił czerwone maserati i z piskiem opon ruszył w mroczną dzielnicę Seattle.
  Wszyscy wiemy, że to Zayn Malik będąc pod wpływem dużej ilości silnych narkotyków zabił byłą dziewczynę, lecz czy zdawał sobie sprawę z tego co zrobił? Otóż tak. Jednak aby załagodzić swoje poczucie winy wciąż zatracał się w kolejnych środkach odurzających.
  Przyjechał autem w miejsce nielegalnych wyścigów. Udał się na poszukiwanie któregoś ze swoich kumpli. Pragnienie zapalenia jointa rozsadzało go coraz bardziej.
  -No proszę, kogo my tu mamy!- odwrócił się i ujrzał Jamesa i Mike’a.
  Zayn uśmiechnął się do nich, ponieważ wiedział, że mają to czego on tak bardzo potrzebuje.
  Opowiadając o swoich podbojach miłosnych wsiedli do auta Jamesa. Mężczyzna zajął się wysypywaniem  białego proszku. W tym czasie pozostała dwójka paliła trawkę.
  -Chłopaki, nie wiem co mi sprzedajecie ale nie jest dobrze.- odezwał się Malik kiedy już narkotyk znalazł się w jego nosie.
  -O czym ty mówisz stary?
  -Po tym wszystkim staję się cholernie agresywny. Uderzyłem Perrie, przelizałem się z jakimiś obcymi laskami.- zaczął wymieniać.
  -A czy Zayn-buntownik nie podoba ci się bardziej?- zapytał go Mike.
  -Sam zastanów się nad odpowiedzią.- dodał James i wyszli z auta.
~~
  Mimo wszystko wiedział, że przyjaciele mają rację. Nigdy nie był grzecznym chłopcem a świat, w który wpadł zmienił go jeszcze bardziej.  Jeszcze niedawno bił się często, kobiet też miał wiele. Kiedy kupił Perrie czuł się jak król. Teraz również tak było. Nie był do końca pewien  czy szczerze kocha Edwards. Po krótkich namysłach wiedział już co zamierza zrobić. Uczyni z życia dziewczyny piekło a ona i tak przy nim zostanie. Bo przecież dokąd miałaby pójść?
  Na samą myśl o swoim planie na twarzy bruneta pojawił się szyderczy uśmiech. Po dzisiejszym zażyciu narkotyków był już pewien, że uczucia względem kogokolwiek nie są mu potrzebne. Chciał życia takiego jak jego przyjaciele.
  Malik wsiadł do auta i ustawił się na linii startowej. Zanim jednak ruszył, wykonał krótki telefon do swojej dziewczyny.
  -Będę późno.- rzucił oschle do słuchawki i od razu się rozłączył.
  Dziewczyna nawet nie zdążyła powiedzieć jakiegokolwiek słowa sprzeciwu. Z resztą i tak nie może mu się przeciwstawić.
  Malik spojrzał na swojego przeciwnika i zaśmiał się w duchu. I ten wyścig przejdzie do historii z wygraną pod jego nazwiskiem.
  Obydwaj mężczyźni ruszyli z piskiem opon. Licznik maserati zwiększał się z każdą sekundą aż brunet wyszedł na prowadzenie. Narkotyki pulsujące w jego żyłach dodawały mu tylko euforii i przekonania o swoim idealizmie. Zatracił się w tym kompletnie. Ocknął się kiedy przeciwnik na zakręcie uderzył w niego. Auto Zayna przekoziołkowało przez całą drogę. Niefortunnie zatrzymało się na dachu. Mężczyznę bolała głowa, gdzieniegdzie lała się krew. Był jednak świadomy i usiłował wydostać się z auta.
  Będąc już poza zniszczonym samochodem czuł rosnący gniew. Oprócz tego ból przeszywał jego rękę a o tym jak skaleczona jest noga, nawet nie chciał myśleć.
  Wówczas z mroku panującego wśród opuszczonych zakładów wyszła kobieta. Malik jednak nie dostrzegł jej piękna z powodu wypadku jak i narkotyków.
  -Chodź, pomogę ci.- odezwała się przemiłym głosem.
  Zayn nie miał wyjścia i  udał się za tajemniczą kobietą prosto w mrok…
^.^
  Damon nie mógł przestać myśleć o dziewczynie poznanej podczas ruletki. Tajemniczość szatynki intrygowała go.
  Przez kilka kolejnych dni usiłował dowiedzieć się czegoś o Ninie Dobrev. Bez skutku. Wyglądało to tak jakby nikt jej nie znał. Kim więc była tajemnicza piękność? Nawet będąc w pracy w głowie Damona wciąż pojawiał się obraz jej pięknych brązowych oczu, długich ciemnych włosów, zgrabnej sylwetki.
  -Panie Salvatore..- z namysłu wyrwał go głos sekretarki.
  -Powtórz co mówiłaś.- rzucił oschle.
  -Pytałam czy przygotować wszystko na dzisiejsze zlecenie czy może przekłada pan to na jutro.- powtórzyła lekko poirytowana Emily.
  Salvatore nie wiedział czego teraz potrzebuje. Dać upust swoim emocjom czy może wciąż zastanawiać się nad fenomenem piękności z klubu. Mimo wszystko wybrał to pierwsze.
~~
  Aby z zimną krwią zabić kolejną osobę Damon musiał udać się aż na drugi koniec miasta. Jechał tak szybko, że wszystko naokoło wydawało mu się jedynie wylęgarnią mrówek.
  Wpadł do jakiejś starej kamiennicy i bez problemu znalazł właściwe mieszkanie. O dziwo drzwi były otwarte co jeszcze bardziej ułatwiło jego zadanie.
  -Przepraszam, kim pan jest?- usłyszał kobiecy głos za sobą.
  Od razu przypomniał sobie swoje zlecenie. Miał zabić  mężczyznę w średnim wieku. Ale czy nie warto się zabawić i pozbyć się dwójki?
  -Wybaczy pani ale drzwi były otwarte. Szukam pana Stevena Mcklaina.- uśmiechnął się do kobiety.
Postać przed nim była zaskoczona jednak zaprowadziła Damona do pokoju obok. Czas się zabawić.
  -Steve, jakiś pan do ciebie.- rzuciła po czym wyszła z pokoju.
  Salvatore usiadł na kanapie, ściągnął garnitur, podwinął rękawy koszuli. Mężczyzna naprzeciwko zaczął wypytywać a brunet opowiadał zmyślone rzeczy.
  Kiedy miał już dość, zza paska wyjął pistolet i skierował go w stronę przerażonego Mcklaina.
  -Wybaczy pan ale nie mogę już słuchać tych bzdur. – uśmiechnął się.- Jeżeli nie będziesz uciekać, zrobię to szybko i prawie bezboleśnie.- tym razem głos zabójcy był poważny.
  Mężczyzna był bardzo zdesperowany. Klęczał przed triumfującym Damonem prosząc go o życie. Niedużo  brakowało a płaczący Steven czyściłby buty bruneta językiem. Co w takiej chwili zrobił Salvatore? Pociągnął za spust i w całym mieszkaniu rozległ się dźwięk oddanego strzału.
~~
  Wracając z kolejnej wykonanej misji Damon postanowił wstąpić do Enzo. Przyjaciel wciąż przebywał w szpitalu. W międzyczasie zadzwonił do swoich ludzi aby sprzątnęli ciała.
  Z piskiem opon wjechał na parking szpitala. Na jego nieskazitelnym, czarnym garniturze nie było ani trochę widać śladów krwi ofiary. Kruczoczarne włosy  miał jak zwykle w nieładzie, na nosie widniały czarne okulary słoneczne.
  Kilka dziewczyn, które go mijały niewinnie się uśmiechnęło.  Ego mężczyzny rosło z każdą sekundą.
  -Dzień dobry. Byłaby pani tak miła i powiedziała, w której sali leży teraz Enzo Farewall?- mówił sztucznym głosem do pielęgniarki.
  Kobieta jednak dała się nabrać i z iskierkami w oczach pokazała Damonowi drogę. Mężczyzna szedł pogwizdując lecz nagle, tuż przy samym wejściu do pokoju usłyszał ten znajomy głos.
  -Wiesz dobrze, że nie wybrałem ciebie by być jednym z twoich dzieci.- odezwał się Enzo.
  -To dlaczego się zgodziłeś Lorenzo?- zapytała dobrze znana Damonowi osoba.
  -W moich wyborze nie było nas. Wybrałem ciebie. Jestem po waszej stronie dla ciebie.
  Wściekłość rosła w Damonie coraz bardziej widząc jak najlepszy przyjaciel płaszczy się przed jego matką..
~~~~
Witajcie!
Enzo jest takim typowym przyjacielem XXI wieku no i się ma do Lily Salvatore..
Nie będę wam niczego zdradzać jak na razie.
W ZAKŁADCE ''BOHATEROWIE'' POJAWIŁA SIĘ MATKA DAMONA.
Karo <3

wtorek, 13 października 2015

Chapter 9 ''I am beautiful no matter what they say...''

  Następny dzień w pracy był dla Damona totalną porażką. Przeglądając nowe zlecenia wciąż w głowie miał wydarzenia sprzed kilkunastu godzin. Zrezygnowany wstał od biurka i podszedł do okien gdzie rozpościerała się panorama Seattle. Mężczyzna zastanawiał się teraz w jaki sposób uda mu się pokonać Mikaelsona, skoro on był wampirem? Potworem? Zmiennokształtnym? Sam nie był pewny. Gdyby nie fakt, że Enzo trafił do szpitala, Salvatore uznałby to za zbyt dużą ilość alkoholu powodującą omamy. Niestety, wszystko co wydarzyło się w nocy było mroczną prawdą.
  Do drzwi gabinetu bruneta właśnie ktoś zapukał. Damon nie miał ochoty rozmawiać z kimkolwiek a temat biznesów i zabójstw był dziś na czarnej liście.
  -Przepraszam panie Salvatore, że przeszkadzam ale ma pan pilnego gościa.- odezwała się niepewnie sekretarka- Emily.
  Chyba nikt nie jest zaskoczony jej strachem. Któż z nas chciałby mieć takiego szefa? Płatnego zabójcę dysponującego przy sobie kilkoma pistoletami oraz nożami. Nigdy nie możesz być pewna czy któregoś dnia to ty nie staniesz się ofiarą.
  Salvatore poirytowany spojrzał na pracownicę. Nie miał ochoty na rozmowy. Jasne? Dla namolnego gościa, niekoniecznie.
  -W grafiku mam wpisane tylko spotkanie za dwie godziny.- rzucił oschle wciąż wpatrując się w panoramę miasta.
  -Damon..-usłyszał jej szept i zaklął w myślach.
  -Tylko nie ona.-mruknął i odwrócił się do dwóch kobiet stojących niedaleko wielkich, mosiężnych drzwi.
  Ujrzał przed sobą Lilian Salvatore- ‘’najukochańszą matkę.’’
  -Zostaw nas samych.- powiedział do pracownicy a ta posłusznie wyszła.
  Zastanawiał się czego znów chciała od niego ta kobieta. Ostatnio jasno dał do zrozumienia, że nie potrzebuje jej w swoim życiu. Mimo swojej niechęci, zaczął zgrywać pozory.
  -Proszę, usiądź. Napijesz się czegoś?
  -Damon, przyszłam w poważnej sprawie.- odpowiedziała i zajęła miejsce naprzeciwko bruneta.
  Mężczyzna nalał sobie do szklanki trochę Bourbona i spojrzał na Lilian. Czekał aż znów zacznie prosić go o pomoc, tymczasem…
  -Wiem, że Enzo jest w szpitalu.-rzuciła krótko.
  Damon był zaskoczony ale za wszelką cenę nie mógł tego po sobie okazać. Nie przed nią.
  -Widzę, że dosyć dobrze śledzisz moje życie.- uśmiechnął się tajemniczo.
  -Niklaus* Mikaelson ugryzł Enzo. Wiem kim jest, od niedawna. Razem możemy go pokonać. Tylko Damon proszę, pomóż  mi odnaleźć twojego brata.- poprosiła.
  -Ja nie mam brata.- rzucił z pogardą.- Lecz przemyślę twoją propozycję.- dodał i opróżnił szklankę z bursztynowym trunkiem.
~~
  Po ciężkich wydarzeniach przyszedł czas na relaks i odpoczynek. Nad ranem upojne chwile zapewniła Damonowi jego partnerka. Czas jednak zagrać w ruletkę, poczuć tą grozę pomieszaną z pewnością zwycięstwa. Niejedna osoba życzy brunetowi śmierci podczas ‘’zabawy z pistoletem’’, to jednak nie jest możliwe. Mężczyzna, podobnie jak Enzo Farewall gra nie czysto. W ich ręce pistolet zawsze wpada z pustym magazynkiem.
  Salvatore podjechał czarnym ferrari pod swój klub. O tej porze grała już głośna muzyka, ludzie się bawili. Brunet cieszył się, że jego biznes dobrze się miewa. Wszedł tylnym wejściem, tylko dla zaproszonych gości. W specjalnie przygotowanej piwnicy mieścił się bar i kilka stołów do gier, między innymi: do ruletki, pokera, bilarda. Każda gra opierała się na zakładach o duże pieniądze.
  Mężczyzna zdziwił się widząc tak dużo ludzi. Wiedział jednak, że nie ma tylu odważnych do ‘’najlepszej’’ gry.
  -Wszystkich chętnych do gry w Rosyjską Ruletkę zapraszam do stołu. –odezwała się barmanka, która także zajmowała się zwoływaniem ludzi.
  Damon zajął swoje miejsce. Obok pierwszy raz od dawna nie było Enzo. Zaciekawiony spojrzał naprzeciwko w poszukiwaniu Klausa. Jego oczom ukazała się jednak piękna brunetka z zadziornym uśmiechem. Kobieta grająca w grę dla mężczyzn? Musi być albo bardzo głupia albo jest idealną partią dla samego Damona Salvatore.
  Jako pierwsza właśnie wypadła tajemnicza piękność. Damon był wręcz zafascynowany. Kobieta nie spuszczając wzroku z właściciela klubu, wzięła do ręki pistolet. Jej ruchy były pewne tak jak podczas zwykłej gry planszowej. Przyłożyła lufę do skroni i zaczęła odliczać. Patrzyli sobie w oczy.. strzeliła i..
  Przeżyła. Uśmiechnęła się pewnie do bruneta i odłożyła broń.
~~
  Salvatore zaintrygowany po grze poszedł szukać piękności przy barze. Podczas dzisiejszej gry zginęły ‘’zaledwie’’ dwie osoby. Wzrokiem zaczął błądzić po pijących alkohol i w końcu natknął się na właściwą panią. Siedziała sama pijąc Bourbona.
  -Gratuluję. Jest pani chyba pierwszą kobietą w moim klubie grającą w tak odważną grę.- odezwał się.
  -Nie należę do typowych dziewczynek. –rzuciła krótko patrząc przed siebie.
  -Z pewnością.- odparł Damon uśmiechając się.
  Kobieta wstała, dopiero wtedy brunet zobaczył, że ubrana jest w długą czerwoną sukienkę. Wyglądała zjawiskowo.
  -Wybaczy pan, biznesy wzywają.- odezwała się
  -Mógłbym chociaż poznać imię tej ‘’pierwszej’’?
  -Nina Dobrev.- uśmiechnęła się triumfująco i wyszła z klubu.

*Niklaus – właściwe imię Klausa. Klaus jest tylko zdrobnieniem.
^.^
  Następnego dnia załamana Perrie obudziła się w salonie. Nie była pewna jak się tam znalazła. Dotknęła swojego policzka na myśl o wczorajszych brutalnych wydarzeniach. Pierwszy raz była świadkiem takiego zachowania Zayna. Nigdy nawet nie groził, że ją uderzy.
  Zapłakana i zmęczona udała się do jednej z kilku łazienek. Osoba w odbiciu lustrzanym kompletnie nie przypominała prawdziwej Perrie. Na policzku dziewczyny pojawił się siniak większy niż możecie sobie wyobrazić. Widząc to, załamana dziewczyna osunęła się na podłogę i zaczęła znów płakać.
  Co miała teraz zrobić? Bała się zachowania Zayna, jego samego również ale kochała go. Najbardziej na całym świecie. Usiłowała go tłumaczyć alkoholem, zdenerwowaniem.  Wciąż jednak po jej głowie krążyło zdanie jakie Malik wczoraj powiedział:
  ‘’ -Zrób tak jeszcze raz a rozprawię się z tobą gorzej niż z tą szmatą.’’
  Czy to oznaczało, że Zayn zabił Ashley? Na samą myśl Edwards zaczęła jeszcze bardziej płakać.
Z góry słychać było trzaskanie naczyń. Perrie była zbyt przerażona by wyjść z łazienki.
  Odgłosy z każdą minutą były jednak coraz głośniejsze. Niechętnie dziewczyna wyszła z łazienki i w ciszy poszła na górę. W ich wspólnej sypialni, w której tej nocy bała się spać zobaczyła Zayna. W całym pokoju było pełno szkła. Wyglądało to tak jakby chłopak rzucał talerzami w ścianę.
  -Zayn..- zaczęła niepewnie.- Co ty robisz?
  Malik z chwilą, gdy usłyszał głos blondynki spojrzał na nią. Widząc dzieło swojej pięści aż przeszły go ciarki. Wszystkie narkotyki i cały alkohol spłynął już z jego krwi. Teraz był normalnym Zaynem Malikiem. I cholernie żałował tego co zrobił.
  -Pezz.. ja. Przepraszam.- odezwał się niepewnie. Czuł się jak ostatni śmieć.
  Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Więc on żałował, nie zrobił tego specjalnie. Uśmiechnęła się niepewnie do swojego chłopaka.
  Nawet nie poczuła kiedy mocno wtulała się w pierś Malika. Ten gest utwierdził ją w przekonaniu, że brunet to dobry, kochający chłopak.
  Cały smutek i złość wyparowały w powietrzu. Nie mogła stracić Zayna a on jej. Ta miłość przetrwa, kiedy ma się przy sobie kogoś takiego jak Malik.
  Niestety, Perrie Edwards nie była jeszcze świadoma jak wspaniałym aktorem jest jej chłopak…
~~~~
HEEJ <3
Dzisiaj mam dobry dzień więc napisałam rozdział i oto on
Bardzo mi się podoba część z Damonem, bardzo się starałam i myślę, że wyszła całkiem dobrze 
Nowa postać!
Pozdrawiam 
Karo <3

sobota, 10 października 2015

Chapter 8 ''I know you love me, I know you care...''

   Perrie Edwards oszołomiona wpatrywała się w leżące ciało. Była sparaliżowana. Chciała pójść po pomoc ale każda kończyna odmawiała jej posłuszeństwa. Nie wierzyła w to co widziała. Ktoś zabił Ashley. Ta osoba musiała wciąż być na bankiecie. Dlaczego to się stało? Nie znała blondynki zbyt długo, wydawało jej się jednak, że to dobra dziewczyna. Ktoś niestety uważał inaczej..
~~
  Długo zajęło jej znalezienie Zayna. Dziewczyna chodziła poirytowana i coraz bardziej wściekła na swojego chłopaka. Chciała mu powiedzieć o tym co odkryła, chciała aby ją przytulił, pocieszył. Zobaczyła go na końcu sali roześmianego. Ten widok zdenerwował ją jeszcze bardziej. Kiedy była bardzo blisko usłyszała donośny głos organizatora balu.
  -Proszę wszystkich gości o udanie się do domów. Znaleziono martwą kobietę, która najprawdopodobniej wkręciła się na nasz bankiet.- na oczach wszystkich gości pojawiło się zdziwienie.
  Ludzie zaczęli zbierać się do wyjścia. Bogacze szeptali między sobą wysuwając własne teorie. Perrie nigdy nie sądziła, że zobaczy martwą osobę, jeszcze zabitą w taki sposób. Rozbolała ją głowa i jedyne czego pragnęła to położyć się i chociaż na chwilę o tym zapomnieć.
  Ktoś szarpnął dziewczynę za rękę. Edwards odwróciła się i zobaczyła swojego chłopaka. Tak wściekłego jak nigdy.
  -Idziemy.- rzucił oschle i pociągnął blondynkę za sobą.
  Nie zdążyła zaprotestować. Uścisk ręki Zayna wokół jej nadgarstka był zdecydowanie za mocny. Perrie jednak bała się odezwać.
~~
  Przez całą drogę do domu nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Blondynka nie wiedziała o co tak naprawdę chodzi Malikowi. Było bardzo ciemno a chłopak jechał zdecydowanie za szybko. Przerażenie wypisało się na oczach dziewczyny kiedy Zayn z piskiem opon skręcił we właściwą ulicę.
  W domu, wściekły chłopak od razu sięgnął po szklankę whisky i wyjął z kieszeni papierosa. Perrie powoli weszła do salonu ubrana w stare dresy i koszulkę. Chciała porozmawiać z Malikiem dlaczego tak się zachowuje. Mimo, że była przerażona postanowiła spróbować.
  -Zayn.. Co się z tobą dzieje?- zapytała nieśmiało.
  -Jak widzisz, jestem bardzo zły.- dopił zawartość szklanki i spojrzał na dziewczynę.
  -Co takiego się stało?- w tym momencie Edwards nie wytrzymała. Z jej oczu popłynęły łzy – Zayn, to ja znalazłam to ciało. Wyszłam się po prostu przewietrzyć a tam była ona. Znałam ją. Myślałam, że w końcu mam przyjaciółkę.
  -Ashley Dyer nie jest dobrą partią na nikogo.- rzucił chłopak i wstał po kolejną dawkę trunku.
  -Skąd wiedziałeś, że to o nią chodzi?- zapytała zdziwiona.
  -Perrie, przede mną nie ukryjesz niczego. Jesteś idiotką, skoro myślałaś, że ona chce się z tobą zaprzyjaźnić. Chodziło jej o mnie, cały czas wydzwaniała, nawet na dzisiejszym bankiecie prosiła bym do niej wrócił kiedy razem piliśmy.- rzucił.
  -Więc to z nią wolałeś spędzać czas.- szepnęła dziewczyna.
  Miała nadzieję, że Zayn tego nie usłyszał. Myliła się.
  -Ah tak? Mówiłem ci, że ten bankiet jest dla mnie ważny a ty miałaś być częścią pokazową. Po czym zniknęłaś a ja musiałem się tłumaczyć!- krzyknął.
  -Miałeś Ashley, ją trzeba było przedstawiać!- odkrzyknęła blondynka.
  Emocje wzięły górę nad rozsądkiem. Perrie nie powinna krzyczeć na kogoś takiego jak Zayn. Czuła się jednak oszukana a może zdradzona, że Malik spędzał czas z byłą. Zamachnęła się i z całej siły uderzyła chłopaka w policzek.
  Wtem jego oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze. Zbliżył się do Perrie. Dzieliły ich zaledwie milimetry. Przybliżył usta do je ucha po czym szepnął:
  -Zrób tak jeszcze raz a rozprawię się z tobą gorzej niż z tą szmatą.
  Po czym wierzchem dłoni oddał Edwards. Był o wiele silniejszy przez co dziewczyna upadła.
  Tego dnia poczuła, że to właśnie początek jej koszmaru.
^.^
  Damon Salvatore nie mógł pozwolić na to aby było widać po nim strach. Ale bał się. Cholernie. Rozprawiał się z gorszymi ludźmi niż Klaus, zawsze wygrywał. Kiedy teraz spoglądał na Mikaelsona nie wiedział czy ten aby do końca jest tylko człowiekiem.
  -Przestraszyłem was?- zapytał a na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.
  Jego oczy wciąż nie zmieniły barwy. Nadal świeciły.
  -Kim ty jesteś?- warknął Enzo.
  Po nim też było widać strach. Pierwszy raz mieli do czynienia z takim stanem.
  -Śmieszy mnie fakt, że myśleliście cały czas, że kiedykolwiek mnie pokonacie. Moi drodzy, nie ze mną takie numery. Ojca wciąż nie pomściłem. Zrobię z twojego życia piekło Salvatore.- warknął.
  Jego oczy świeciły coraz bardziej. Otworzył usta i widać było kły. Więc był wampirem? Przerażeni mężczyźni cofnęli się.
  -To nie może być prawda.- szepnął Damon.
  -Takie rzeczy nie istnieją.- dodał Enzo.
  Farewall spojrzał w miejsce gdzie przed chwilą widzieli Klausa jednak teraz były tam tylko drzewa. Potem poczuł ukłucie w szyję…
  Salvatore przerażony rzucił się na pomoc przyjacielowi. Niewiele mógł zrobić, nie pozwoliłby jednak zabić Enzo. Na szczęście Mikaelson oderwał swoje kły od tętnicy bruneta.
  Podszedł do Damona, złapał jego szyję w rękę i podniósł go do góry. Mężczyzna czuł jak z każdą sekundą traci własną świadomość.
  -Mój drogi, to jeszcze nie koniec. – uśmiechnął się po czym zniknął.
  Przerażony Salvatore podbiegł do przyjaciela. Pomógł mu wstać i zaprowadził go do swojego auta. Przerażenie i szok, to właśnie czuł pędząc do szpitala. Nie mógł stracić jedynej osoby, która była dla niego ważna.
~~
  Późno w nocy Salvatore wrócił do domu. Enzo od razu został przyjęty do szpitala. Udało się go uratować.
  Damon w ciszy pozbywał się poszczególnych części garderoby. Dzisiejszy a raczej wczorajszy dzień należał do najgorszych i najdziwniejszych w jego życiu. Najpierw spotkał się ze swoją znienawidzoną matką, potem Klaus jako wampir a na końcu prawie straciłby jedynego przyjaciela.
  W sypialni czekała na niego jego partnerka- Vicki.
  -Gdzie byłeś?- zapytała.
  Mężczyzna nie chciał się tłumaczyć. Nie zamierzał jej też powiedzieć o czymkolwiek. Te wydarzenia musiał przemyśleć potem w pracy, w samotności.
  Nie odpowiedział. Pocałował dziewczynę z brutalnością, ta jednak to odwzajemniła.
  -Tego właśnie potrzebuję.- szepnął.

~~~~
O matko!!!
Dostałam tak ogromnej weny jak chyba nigdy przy pisaniu rozdziałów na tego bloga. Całość napisałam w prawie 50 minut co jest rekordem.
Jestem pewna, że część z Perrie zaskoczyła was tak bardzo... A tu jeszcze moja wyobraźnia wam dołożyła w związku z Damonem i Enzo.
Karo <3